Tytuł: My Little Korean Mouse
Paring: Luhan & Mei
Długość: 2568 słów
Rating: G
Rodzaj: Romans, Dramat
Totalne szaleństwo. Zwykła osiemnastolatka, Polka, postanowiła zrobić w swoim życiu choć jedną szaloną rzecz przed odejściem...
Napisała kilka swoich największych marzeń na karteczkach i pozginała je w pół. Wymieszała, po czym zamknęła oczy i złapała po omacku jedną z nich. Otworzyła niepewnie jedno oko, później drugie... Rozłożyła trzymaną przez siebie czerwoną karteczkę, a na widok napisu uśmiechnęła się szeroko, a oczy zabłysły jej iskierkami nadziei. Wiedziała już, czego ma od siebie oczekiwać. Miała miesiąc. Miesiąc na dopracowanie szczegółów. Miesiąc by zrobić wszystko, co było jej potrzebne, aby spełnić to marzenie.
~
Stała z walizką na lotnisku, czekając na odprawę. W kieszeni bluzy ściskała w dłoni czerwoną karteczkę. Wyjęła rękę z kieszeni i spojrzała na widniejący na kawałku pomiętego papieru napis.
" my little korean mouse."
Uśmiechnęła się i ruszyła w stronę odprawy.
Ten dzień miał być czymś przełomowym w jej życiu.
Taki właśnie obrała sobie cel.
***
Wszystko miała idealnie zaplanowane. Każdy dzień, każdą godzinę. Nie chciała zmarnować ani chwili...
Przed wyjazdem długo rozmawiała z matką wyjaśniając jej wszystko i prosząc o wyrozumiałość.
- Mamo, proszę... Wiesz przecież, jak bardzo mi na tym zależy... Już od dawna...
- Ale córeczko... Ty, sama, tam... A kiedy coś Ci się stanie nie będę mogła nawet być przy Tobie... - jęknęła zmartwiona kobieta, a na jej twarzy lekkie zmarszczki stały się nieco wyraźniejsze przez marszczenie brwi.
- Chcę go zapamiętać jak najlepiej... Chcę to miejsce pamiętać właśnie w ten sposób. Niczego bardziej nie pragnę, jak tego. A gdy będzie coś nie tak, od razu dam Ci znać... - oznajmiła i blado uśmiechając się do matki przytuliła ją.
~
Niebo było pełne pięknych, kształtnych i białych jak kryształki chmur. Słońce przedzierało przez ich grubą warstwę swoje promienie i oślepiało stojącą przed lotniskiem dziewczynę. Z miejsca, w którym stała obserwowała dokładnie wszystko dookoła. Każdy najdrobniejszy szczegół tego miejsca... Chciała wszystko pamiętać. Widziała spieszących się ludzi, którzy wysiadali pospiesznie z taksówek i biegli w stronę wejścia głównego oraz tych którzy wychodzili i kierowali swoje kroki do samochodów ustawionych na parkingu. Uśmiechnęła się sama do siebie i ruszyła w stronę postoju taksówek. W jednej z nich zobaczyła starszego, wyglądającego na przemiłego. mężczyznę. Podeszła bliżej i ukłoniła się z uśmiechem. Osiwiały pan uśmiechnął się ciepło i wysiadł z pojazdu, aby pomóc jej schować walizkę.
- Dokąd jedziemy? - zapytał z uśmiechem.
- Szczerze mówiąc, jestem tutaj pierwszy raz... - oznajmiła nieśmiało i podrapała się po głowie w zakłopotaniu. - Zna pan jakiś dość tani hotel blisko centrum? Szukałam jakichś w Internecie, ale wolę spytać kogoś miejscowego...
- Oczywiście. Chętnie służę pomocą. - uśmiechnął się i ruszył kierując się w stronę centrum. Siedząc spokojna w taksówce przyglądała się mijanym przez nią miejscom i wszystko starała się zapamiętać. Jeszcze tego brakowało, by przypadkiem się zgubiła.
Kiedy auto zatrzymało się pod jednym z wysokich budynków mężczyzna odwrócił się do niej i uśmiechnął szeroko.
- Pomóc Ci z bagażem? - spytał. - Jesteśmy na miejscu.
- Och! Dziękuję, jest pan bardzo miły, ale poradzę sobie. - odwzajemniła uśmiech. - Chciałam tylko spytać... Daleko stąd jest do SM?
- Chodzi Ci o wytwórnię? - przytaknęła. - W sumie... Niedaleko.
- A czy.. Nie byłby to problem, gdyby zaczekał pan tutaj aż się zamelduję i zawiózłby mnie tam? - zapytała nieśmiało. Siwy Koreańczyk uśmiechnął się ciepło i rozsiadł wygodnie na siedzeniu.
-Nie widzę żadnego problemu. - odparł i zamknął oczy.
Szatyna poczuła jak ogarnia ją wewnętrzna radość i pospiesznie wyszła z samochodu, wzięła bagaż i wbiegła do hotelu. Wynajęła pokój na tydzień, na piątym piętrze z widokiem na główną ulicę. Weszła do środka, rozejrzała się i uśmiechnęła pod nosem. Postawiła walizkę pod ścianą, zabrała pieniądze, telefon i aparat. Przeczesała włosy palcami i wyszła wracając do mężczyzny w taksówce.
- Możemy jechać? - spytał patrząc na nią w lusterku. Przytaknęła i zapięła pas.
Jadąc samochodem mijała setki ludzi, którzy chodzili po ulicach, sklepach, siedzieli przy "ulicznych" straganach z jedzeniem. Była zachwycona tym, jak czyste i zadbane są ulice. Nie było widać żadnego papierka leżącego na ziemi. Niebo zachodziło powoli mrokiem mimo tego, że nie było jeszcze tak późno.
- Na długo przyjechałaś? - usłyszała lekko ochrypły głos taksówkarza.
- Ja... Na.. Na tydzień...
- Na tydzień? A skąd? Z daleka?
- Um.. Z Polski...
- Och, to daleko! I co? Opłacało Ci się tu przylecieć tylko na tydzień?
- Dłużej nie jest mi pisane... - odparła już nieco ciszej i spojrzała w niebo.
- Rozumiem... O, spójrz. - mężczyzna wskazał na wyłaniający się przed nimi okazały budynek. - To SM.
Spojrzała w tę stronę i uśmiechnęła się delikatnie na ten widok. Taksówkarz zatrzymał się i uśmiechnął do dziewczyny.
- Czekać na Ciebie? -spytał.
- Nie, nie. Wrócę sama, dziękuję... Ile płacę? - zaczęła szukać portfela w torebce. Starszy mężczyzna uśmiechnął się ciepło.
- Daj spokój. Idź już. Miłego pobytu w Seulu.
- Jak to? Proszę sobie nie żartować... To ile płacę? - spytała ponownie.
- Dziecko, daj spokój. Miło wspominaj starego, koreańskiego taksówkarza i spędź tutaj wspaniały i niezapomniany tydzień.
- Dz.. Dziękuję... - odparła niepewnie. - Dziękuję! - uśmiechnęła się szeroko. - Dobranoc! - rzuciła radośnie i wyszła z samochodu. Stanęła przed wytwórnią, wzięła głęboki oddech i podeszła bliżej. Stała tak i wpatrywała się w zapalone światło w sali na jednym z ostatnich pięter.
Uśmiechając się ruszyła w stronę hotelu. Po drodze mijały ją jakieś młode Koreanki zachwycające się jakimiś zdjęciami, które oglądały idąc. Jedno ze zdjęć spadło na chodnik. Mei zauważyła je i zatrzymała się, aby je podnieść i zwrócić właścicielkom. Podniosła je z ziemi i zerknęła na nie z ciekawości.
- Och... - zaniemówiła i spojrzała w stronę odchodzących dziewczyn. - Wybaczycie mi, jeśli zachowam je dla siebie? - szepnęła przytulając kawałek papieru do serca. W zamyśleniu udała się do hotelu, wróciła do pokoju i wzięła gorącą kąpiel. Postanowiła dać matce znać, że wszystko u niej w porządku... Po krótkiej rozmowie z matką napisała też do swojej przyjaciółki i przeprosiła ją, że wyjechała rozstając się z nią w taki sposób. Tym samym pozbawiając ją spędzenia tego tygodnia razem. Wyłączyła notebooka i poszła spać. Była zmęczona, a jutro zapowiadało się naprawdę interesująco. Odsunęła wszystkie myśli, które burzyły jej idealny świat snu i odpłynęła...
~
Z samego rana napisała na wyblakłej, zielonej kartce list, włożyła go do białej koperty, na której wcześniej naszkicowała kwitnącą sakurę. Zjadła śniadanie, po czym zwarta i gotowa poszła przed siebie.
Swoje niepewne kroki kierowała w stronę budynku SM, gdzie wszystko miało się zacząć. Właśnie na to liczyła najbardziej, że właśnie tam uda jej się go znaleźć...
Stanęła przed szklanymi drzwiami, ale długo nikt się tam nie pojawiał. Usiadła więc na stopniach i zaczęła bawić się trzymaną w dłoniach kopertą...
Słońce było już wysoko na niebie i oślepiało ją swoim blaskiem. Był piękny, ciepły sierpień. Pogoda była nienaganna, choć nie była pewna, czy aby na pewno taka utrzyma się do końca dnia. Był to pierwszy tydzień tego miesiąca, więc pogoda mogła jeszcze ostać się po deszczowym lipcu. Nigdy nie wiadomo kiedy zacznie padać, dlatego wzięła z sobą parasolkę i bluzę. Obawiała się deszczu, bo nie mogła pozwolić sobie teraz na choćby najmniejsze przeziębienie.
Po chwili pod SM przyjechał srebrny bus, z którego wysiadł blady brunet ubrany na czarno z bejsbolówką na głowie. Widząc go postanowiła postawić wszystko na jedną kartę, choć serce waliło jej jak oszalałe. Chłopak podszedł do niej i zaczął przyglądać jej się uważnie. Wstała i spojrzała na niego. Miała wrażenie, że bicie jej serca był w stanie usłyszeć nawet stojący przed nią Tao.
- Coś się stało? - spytał zatroskany. - Dobrze się czujesz?
" Jest taki miły..." - pomyślała wpatrując mu się w oczy.
- Coś Cię boli? Czekasz na kogoś? W ogóle...Roz...rozumiesz mnie? - spytał po chińsku.
- Tak, rozumiem. - odpowiedziała w końcu. Bała się, aby jej krótka nauka chińskiego nie nawaliła w tak ważnym momencie...
- Czekasz na kog...
- Mogę Cię prosić o przysługę? - przerwała mu. Przytaknął. - Mógłbyś... - spojrzała na trzymaną w dłoniach kopertę. - Mógłbyś dać to Luhanowi? - spytała trochę ciszej.
- Luhanowi? - powtórzył lekko zdziwiony.
- Tak... To... To nie jest jakiś tam zwykły list od fanki... Powiedz mu, że to ważne... Że naprawdę proszę go, żeby to przeczytał, dobrze?
- Dobrze, zrobię to. - uśmiechnął się do niej.
Mei podała mu kopertę z listem, odwzajemniła jego uśmiech, odwróciła się i zaczęła odchodzić...
Tao wszedł do SM i udał się prosto na trening. Wszedł na salę i zrzucił bluzę.
- Widziałeś gdzieś Luhana? - spytał stojącego przy wejściu Chena. Chłopak wskazał na zwiniętą kulkę leżącą na materacu po drugiej stronie sali. - Dzięki. - rzucił brunet i poszedł do blondyna. Przykucnął i wyciągnął do niego rękę, w której trzymał kopertę.
- Co to? - spytał Lulu i uniósł głowę znad materacu.
- Nie wiem. Dała mi to dziewczyna, która czekała pod budynkiem.
- Fanka i kolejny list miłosny? - spytał znudzony i usiadł po turecku.
- Raczej nie. - uciął krótko maknae. - Była sama. Poprosiła, żebym Ci go dał, bo to dla niej naprawdę ważne... Więc po prostu przeczytaj. - wcisnął mu list w rękę i poszedł zostawiając blondyna samego z tajemniczą kopertą.
Luhan wstał i wyszedł z sali. Nie chciał, by mu ktoś przeszkadzał... Jeszcze przez chwilę myślał gdzie pójść, by przeczytać to w spokoju. W końcu poszedł i zamknął się w jednej z kabin w męskiej toalecie. Przyjrzał się naszkicowanemu rysunkowi. Otworzył kopertę i wyjął z niej kartkę, rozwinął i zaczął czytać...
" Cześć Luhan,
nazywam się Maja.
Przyjaciele nazywają mnie Mei.
Mam skończone osiemnaście lat.
Jestem chora.
Jeszcze niedawno byłam normalną nastolatką, która miała marzenia i pragnienia jak każda inna dziewczyna w moim wieku. Chciałam znaleźć prawdziwą miłość, zakochać się po uszy... Chciałam tańczyć, śpiewać...I wiele innych. Niestety... Dwa miesiące temu wykryto u mnie nowotwór złośliwy. Wykryli go zbyt późno, aby cokolwiek z nim zrobić. Spędziłam miesiąc w szpitalu, lekarze próbowali coś na to poradzić. Jedyne, co udało im się znaleźć to leki, które pozwalają mi się teraz trzymać na nogach. Kiedy wyszłam ze szpitala doszłam pewnego dnia do wniosku, że zanim umrę chcę spełnić choć jedno swoje marzenie. Zrobiłam kartki z marzeniami, poskładałam je na pół i wylosowałam. Wypadło na Koreę, na Ciebie... Kolejny niecały miesiąc spędziłam więc na siedzeniu w domu i przygotowywaniu się do podróży. Początkowo moja matka była przeciwna temu wszystkiemu. Mówiła, że jeśli polecę, to się wykończę... Jednak w końcu pozwoliła mi przylecieć. To ostatnie, czego pragnę przed odejściem...
Bo innych marzeń nigdy nie uda mi się spełnić....
Przed wyjazdem byłam na kontroli.
Powiedzieli, że dają mi tydzień, ewentualnie dwa.
To szaleństwo, ale chciałam spędzić ostatni tydzień swojego życia tutaj... z Tobą... Dlatego... Czy to nie będzie zbyt wiele, jeśli poproszę Cię o to, abyś poświęcił mi trochę Twojego cennego czasu? Chociaż odrobinę...
Choć jeden dzień w ciągu tego tygodnia...
Nie wiem jak długo będę jeszcze... żyła ...
Dlatego postanowiłam zaryzykować.
Dziś zwiedzam miasto, ale jutro przyjdę znowu pod SM.
Dziękuję...
Mei. "
Dopiero teraz poczuł, jak po policzkach spływają mu łzy. Wytarł je ręką i wybiegł z łazienki. Wpadł z listem w ręku na salę prób i wyszukał wzrokiem Tao. Chłopaki przestali tańczyć i patrzyli zdziwieni na blondyna. Luhan podbiegł do maknae i spojrzał mu w oczy. Tao patrzył na niego zdezorientowany i czekał.
- Widziałeś ją? - wyszeptał zdyszany Luhan. Brunet tylko przytaknął. Na co Lulu złapał go za rękę i wyciągnął z sali. Stanął z Tao na korytarzu i mierzył przyjaciela wzrokiem.
- Coś się stało? - spytał zdezorientowany. Luhan pomachał mu tylko listem przed oczami, po czym pochylił się i oparł rękoma na udach próbując złapać powietrze. - Coś nie tak z tym listem? - nie słysząc nadal odpowiedzi chłopak zdenerwował się. - Luhan no!
- Ona... - blondyn wziął głęboki oddech i wyprostował się. - Ona umiera.
~
Spacerowała właśnie ulicami Seulu i podziwiała stragany z różnymi pierdołami. Jeden z nich był pełen prześlicznych ozdób do włosów. Jej oczy dojrzały prześliczną błękitną spinkę podeszła bliżej i tak bardzo zachciała ją mieć. Ale... Po co jej? Niedługo i tak nie byłaby jej potrzebna... Automatycznie dotknęła swoich ciemnych, długich włosów i poszła dalej. Na początku wydawało jej się to trochę dziwnym pomysłem, że takie budki z pierdołami sąsiadują z dużymi, świetnymi sklepami, ale po jakimś czasie nie robiło jej to już żadnej różnicy. Cieszyła się, że nie musi dużo chodzić, aby to wszystko zobaczyć. Zgłodniała. Kupiła więc na jednym ze straganów kilka parówek w cieście i zjadła je z apetytem. Zrobiła dużo zdjęć i kupiła prezent swojej przyjaciółce. Ucieszyła się i postanowiła, że jutro go wyśle.
Chodziła dalej po sklepach i oglądała prześliczne wystawy. Mijała właśnie jeden ze sklepów Etude House.Przez szybę dojrzała, że jest tam tłum ludzi, dziewczyn. Postanowiła się temu przyjrzeć. Stała jeszcze przez chwilę przy oknie, aż ujrzała wreszcie piątkę olśniewających chłopaków. Jeden z nich spojrzał w jej stronę, na co Mei uśmiechnęła się ciepło, ukłoniła, a gdy ten skinął głową uśmiechnęła się ponownie i poszła dalej. Dzisiejszy dzień spędziła cały w centrum, podziwiając wielkość tego miasta. Wieczorem postanowiła zadzwonić do matki. Obiecała jej to, że będzie do niej dzwonić choć raz dziennie...
- Najbardziej niesamowite było to, że kable na słupach elektrycznych były tak poplątane, że zaczęłam się zastanawiać, kto w ogóle jest w stanie się w nich połapać! Ale co ważniejsze? Ulice są bardzo zadbane. Żadnych śmieci walających się po ulicach, nic. A najdziwniejsze jest w tym to, że naprawdę ciężko znaleźć jakiś normalny kosz na śmieci... Dowiedziałam się dziś od jednej starszej kobiety, gdy pytałam właśnie o kosz, to mi powiedziała, że oni mają takie specjalne worki wiesz?
- Ale jakie worki? Jakiego typu? - spytała zaciekawiona kobieta.
- Mówiła mi, że można je kupić w sklepie, że są dość drogie... Ale to dlatego, wyobraź sobie mamuś, że w cenę tego worka jest wliczony wywóz tych śmieci! I segregacja wtedy też!
- Naprawdę? To ciekawie... U nas to się chyba czegoś takiego nie doczekamy. Prędzej premier zacznie po chińsku mówić! - zaśmiała się kobieta. Spojrzała na córkę zdziwiona, dlaczego ta się nie śmieje.
- Po chińsku? - Mei powstrzymywała napad śmiechu. - Mamo, chiński naprawdę nie jest taki trudny.
- No wiem, wiem... - mruknęła jej matka wywracając oczami, na co obie zaczęły się śmiać.
- Dobra, tutaj jest już naprawdę późno. Pójdę spać, dobranoc. Miłego dnia!
Pożegnała się, wykąpała i położyła. Była tak bardzo zmęczona, że zasnęła w mgnieniu oka.
Następnego dnia po śniadaniu posiedziała trochę w pokoju, po czym wzięła prysznic, przebrała się i zaczęła szykować do wyjścia. Tak bardzo się bała. Bała się, że po prostu zrobi z siebie idiotkę i będzie tam stać na daremno...
~
Stanęła przed szklanymi drzwiami już trzeci raz. Wzięła głęboki oddech i usiadła na schodach bokiem do wejścia. Było tak gorąco, duszno wręcz, a jej serce tak szybko biło, a krew pulsowała w żyłach. Było już w pół do pierwszej. Zaczęła żałować, że dała Tao ten list... Luhan go pewnie nawet nie przeczytał... Miała ochotę zniknąć... Wzięła swoją torbę i już miała wstawać, kiedy przez szybę zobaczyła biegnącego chłopaka. Wydawał jej się taki znajomy... Znieruchomiała i zaczęła mu się uważnie przyglądać. Rozglądał się dookoła, jakby czegoś lub kogoś szukał. Stanął na środku holu i nagle ich spojrzenia się spotkały. Majka podniosła się na równe nogi, nawet przez chwilę nie spuszczając z niego wzroku. Blondyn wybiegł i stanął w drzwiach. Miał przerażone oczy i ciężko oddychał. Zmierzył ją wzrokiem, po czym zrobił kilka kroków w jej stronę.
- Mei? - wyszeptał ledwo słyszalnym głosem. Szatynka tylko nieprzytomnie przytaknęła. Naprawdę przeczytał mój list? - przemknęło jej przez myśl...
Jadąc samochodem mijała setki ludzi, którzy chodzili po ulicach, sklepach, siedzieli przy "ulicznych" straganach z jedzeniem. Była zachwycona tym, jak czyste i zadbane są ulice. Nie było widać żadnego papierka leżącego na ziemi. Niebo zachodziło powoli mrokiem mimo tego, że nie było jeszcze tak późno.
- Na długo przyjechałaś? - usłyszała lekko ochrypły głos taksówkarza.
- Ja... Na.. Na tydzień...
- Na tydzień? A skąd? Z daleka?
- Um.. Z Polski...
- Och, to daleko! I co? Opłacało Ci się tu przylecieć tylko na tydzień?
- Dłużej nie jest mi pisane... - odparła już nieco ciszej i spojrzała w niebo.
- Rozumiem... O, spójrz. - mężczyzna wskazał na wyłaniający się przed nimi okazały budynek. - To SM.
Spojrzała w tę stronę i uśmiechnęła się delikatnie na ten widok. Taksówkarz zatrzymał się i uśmiechnął do dziewczyny.
- Czekać na Ciebie? -spytał.
- Nie, nie. Wrócę sama, dziękuję... Ile płacę? - zaczęła szukać portfela w torebce. Starszy mężczyzna uśmiechnął się ciepło.
- Daj spokój. Idź już. Miłego pobytu w Seulu.
- Jak to? Proszę sobie nie żartować... To ile płacę? - spytała ponownie.
- Dziecko, daj spokój. Miło wspominaj starego, koreańskiego taksówkarza i spędź tutaj wspaniały i niezapomniany tydzień.
- Dz.. Dziękuję... - odparła niepewnie. - Dziękuję! - uśmiechnęła się szeroko. - Dobranoc! - rzuciła radośnie i wyszła z samochodu. Stanęła przed wytwórnią, wzięła głęboki oddech i podeszła bliżej. Stała tak i wpatrywała się w zapalone światło w sali na jednym z ostatnich pięter.
Uśmiechając się ruszyła w stronę hotelu. Po drodze mijały ją jakieś młode Koreanki zachwycające się jakimiś zdjęciami, które oglądały idąc. Jedno ze zdjęć spadło na chodnik. Mei zauważyła je i zatrzymała się, aby je podnieść i zwrócić właścicielkom. Podniosła je z ziemi i zerknęła na nie z ciekawości.
- Och... - zaniemówiła i spojrzała w stronę odchodzących dziewczyn. - Wybaczycie mi, jeśli zachowam je dla siebie? - szepnęła przytulając kawałek papieru do serca. W zamyśleniu udała się do hotelu, wróciła do pokoju i wzięła gorącą kąpiel. Postanowiła dać matce znać, że wszystko u niej w porządku... Po krótkiej rozmowie z matką napisała też do swojej przyjaciółki i przeprosiła ją, że wyjechała rozstając się z nią w taki sposób. Tym samym pozbawiając ją spędzenia tego tygodnia razem. Wyłączyła notebooka i poszła spać. Była zmęczona, a jutro zapowiadało się naprawdę interesująco. Odsunęła wszystkie myśli, które burzyły jej idealny świat snu i odpłynęła...
~
Z samego rana napisała na wyblakłej, zielonej kartce list, włożyła go do białej koperty, na której wcześniej naszkicowała kwitnącą sakurę. Zjadła śniadanie, po czym zwarta i gotowa poszła przed siebie.
Swoje niepewne kroki kierowała w stronę budynku SM, gdzie wszystko miało się zacząć. Właśnie na to liczyła najbardziej, że właśnie tam uda jej się go znaleźć...
Stanęła przed szklanymi drzwiami, ale długo nikt się tam nie pojawiał. Usiadła więc na stopniach i zaczęła bawić się trzymaną w dłoniach kopertą...
Słońce było już wysoko na niebie i oślepiało ją swoim blaskiem. Był piękny, ciepły sierpień. Pogoda była nienaganna, choć nie była pewna, czy aby na pewno taka utrzyma się do końca dnia. Był to pierwszy tydzień tego miesiąca, więc pogoda mogła jeszcze ostać się po deszczowym lipcu. Nigdy nie wiadomo kiedy zacznie padać, dlatego wzięła z sobą parasolkę i bluzę. Obawiała się deszczu, bo nie mogła pozwolić sobie teraz na choćby najmniejsze przeziębienie.
Po chwili pod SM przyjechał srebrny bus, z którego wysiadł blady brunet ubrany na czarno z bejsbolówką na głowie. Widząc go postanowiła postawić wszystko na jedną kartę, choć serce waliło jej jak oszalałe. Chłopak podszedł do niej i zaczął przyglądać jej się uważnie. Wstała i spojrzała na niego. Miała wrażenie, że bicie jej serca był w stanie usłyszeć nawet stojący przed nią Tao.
- Coś się stało? - spytał zatroskany. - Dobrze się czujesz?
" Jest taki miły..." - pomyślała wpatrując mu się w oczy.
- Coś Cię boli? Czekasz na kogoś? W ogóle...Roz...rozumiesz mnie? - spytał po chińsku.
- Tak, rozumiem. - odpowiedziała w końcu. Bała się, aby jej krótka nauka chińskiego nie nawaliła w tak ważnym momencie...
- Czekasz na kog...
- Mogę Cię prosić o przysługę? - przerwała mu. Przytaknął. - Mógłbyś... - spojrzała na trzymaną w dłoniach kopertę. - Mógłbyś dać to Luhanowi? - spytała trochę ciszej.
- Luhanowi? - powtórzył lekko zdziwiony.
- Tak... To... To nie jest jakiś tam zwykły list od fanki... Powiedz mu, że to ważne... Że naprawdę proszę go, żeby to przeczytał, dobrze?
- Dobrze, zrobię to. - uśmiechnął się do niej.
Mei podała mu kopertę z listem, odwzajemniła jego uśmiech, odwróciła się i zaczęła odchodzić...
Tao wszedł do SM i udał się prosto na trening. Wszedł na salę i zrzucił bluzę.
- Widziałeś gdzieś Luhana? - spytał stojącego przy wejściu Chena. Chłopak wskazał na zwiniętą kulkę leżącą na materacu po drugiej stronie sali. - Dzięki. - rzucił brunet i poszedł do blondyna. Przykucnął i wyciągnął do niego rękę, w której trzymał kopertę.
- Co to? - spytał Lulu i uniósł głowę znad materacu.
- Nie wiem. Dała mi to dziewczyna, która czekała pod budynkiem.
- Fanka i kolejny list miłosny? - spytał znudzony i usiadł po turecku.
- Raczej nie. - uciął krótko maknae. - Była sama. Poprosiła, żebym Ci go dał, bo to dla niej naprawdę ważne... Więc po prostu przeczytaj. - wcisnął mu list w rękę i poszedł zostawiając blondyna samego z tajemniczą kopertą.
Luhan wstał i wyszedł z sali. Nie chciał, by mu ktoś przeszkadzał... Jeszcze przez chwilę myślał gdzie pójść, by przeczytać to w spokoju. W końcu poszedł i zamknął się w jednej z kabin w męskiej toalecie. Przyjrzał się naszkicowanemu rysunkowi. Otworzył kopertę i wyjął z niej kartkę, rozwinął i zaczął czytać...
" Cześć Luhan,
nazywam się Maja.
Przyjaciele nazywają mnie Mei.
Mam skończone osiemnaście lat.
Jestem chora.
Jeszcze niedawno byłam normalną nastolatką, która miała marzenia i pragnienia jak każda inna dziewczyna w moim wieku. Chciałam znaleźć prawdziwą miłość, zakochać się po uszy... Chciałam tańczyć, śpiewać...I wiele innych. Niestety... Dwa miesiące temu wykryto u mnie nowotwór złośliwy. Wykryli go zbyt późno, aby cokolwiek z nim zrobić. Spędziłam miesiąc w szpitalu, lekarze próbowali coś na to poradzić. Jedyne, co udało im się znaleźć to leki, które pozwalają mi się teraz trzymać na nogach. Kiedy wyszłam ze szpitala doszłam pewnego dnia do wniosku, że zanim umrę chcę spełnić choć jedno swoje marzenie. Zrobiłam kartki z marzeniami, poskładałam je na pół i wylosowałam. Wypadło na Koreę, na Ciebie... Kolejny niecały miesiąc spędziłam więc na siedzeniu w domu i przygotowywaniu się do podróży. Początkowo moja matka była przeciwna temu wszystkiemu. Mówiła, że jeśli polecę, to się wykończę... Jednak w końcu pozwoliła mi przylecieć. To ostatnie, czego pragnę przed odejściem...
Bo innych marzeń nigdy nie uda mi się spełnić....
Przed wyjazdem byłam na kontroli.
Powiedzieli, że dają mi tydzień, ewentualnie dwa.
To szaleństwo, ale chciałam spędzić ostatni tydzień swojego życia tutaj... z Tobą... Dlatego... Czy to nie będzie zbyt wiele, jeśli poproszę Cię o to, abyś poświęcił mi trochę Twojego cennego czasu? Chociaż odrobinę...
Choć jeden dzień w ciągu tego tygodnia...
Nie wiem jak długo będę jeszcze... żyła ...
Dlatego postanowiłam zaryzykować.
Dziś zwiedzam miasto, ale jutro przyjdę znowu pod SM.
Dziękuję...
Mei. "
Dopiero teraz poczuł, jak po policzkach spływają mu łzy. Wytarł je ręką i wybiegł z łazienki. Wpadł z listem w ręku na salę prób i wyszukał wzrokiem Tao. Chłopaki przestali tańczyć i patrzyli zdziwieni na blondyna. Luhan podbiegł do maknae i spojrzał mu w oczy. Tao patrzył na niego zdezorientowany i czekał.
- Widziałeś ją? - wyszeptał zdyszany Luhan. Brunet tylko przytaknął. Na co Lulu złapał go za rękę i wyciągnął z sali. Stanął z Tao na korytarzu i mierzył przyjaciela wzrokiem.
- Coś się stało? - spytał zdezorientowany. Luhan pomachał mu tylko listem przed oczami, po czym pochylił się i oparł rękoma na udach próbując złapać powietrze. - Coś nie tak z tym listem? - nie słysząc nadal odpowiedzi chłopak zdenerwował się. - Luhan no!
- Ona... - blondyn wziął głęboki oddech i wyprostował się. - Ona umiera.
~
Spacerowała właśnie ulicami Seulu i podziwiała stragany z różnymi pierdołami. Jeden z nich był pełen prześlicznych ozdób do włosów. Jej oczy dojrzały prześliczną błękitną spinkę podeszła bliżej i tak bardzo zachciała ją mieć. Ale... Po co jej? Niedługo i tak nie byłaby jej potrzebna... Automatycznie dotknęła swoich ciemnych, długich włosów i poszła dalej. Na początku wydawało jej się to trochę dziwnym pomysłem, że takie budki z pierdołami sąsiadują z dużymi, świetnymi sklepami, ale po jakimś czasie nie robiło jej to już żadnej różnicy. Cieszyła się, że nie musi dużo chodzić, aby to wszystko zobaczyć. Zgłodniała. Kupiła więc na jednym ze straganów kilka parówek w cieście i zjadła je z apetytem. Zrobiła dużo zdjęć i kupiła prezent swojej przyjaciółce. Ucieszyła się i postanowiła, że jutro go wyśle.
Chodziła dalej po sklepach i oglądała prześliczne wystawy. Mijała właśnie jeden ze sklepów Etude House.Przez szybę dojrzała, że jest tam tłum ludzi, dziewczyn. Postanowiła się temu przyjrzeć. Stała jeszcze przez chwilę przy oknie, aż ujrzała wreszcie piątkę olśniewających chłopaków. Jeden z nich spojrzał w jej stronę, na co Mei uśmiechnęła się ciepło, ukłoniła, a gdy ten skinął głową uśmiechnęła się ponownie i poszła dalej. Dzisiejszy dzień spędziła cały w centrum, podziwiając wielkość tego miasta. Wieczorem postanowiła zadzwonić do matki. Obiecała jej to, że będzie do niej dzwonić choć raz dziennie...
- Najbardziej niesamowite było to, że kable na słupach elektrycznych były tak poplątane, że zaczęłam się zastanawiać, kto w ogóle jest w stanie się w nich połapać! Ale co ważniejsze? Ulice są bardzo zadbane. Żadnych śmieci walających się po ulicach, nic. A najdziwniejsze jest w tym to, że naprawdę ciężko znaleźć jakiś normalny kosz na śmieci... Dowiedziałam się dziś od jednej starszej kobiety, gdy pytałam właśnie o kosz, to mi powiedziała, że oni mają takie specjalne worki wiesz?
- Ale jakie worki? Jakiego typu? - spytała zaciekawiona kobieta.
- Mówiła mi, że można je kupić w sklepie, że są dość drogie... Ale to dlatego, wyobraź sobie mamuś, że w cenę tego worka jest wliczony wywóz tych śmieci! I segregacja wtedy też!
- Naprawdę? To ciekawie... U nas to się chyba czegoś takiego nie doczekamy. Prędzej premier zacznie po chińsku mówić! - zaśmiała się kobieta. Spojrzała na córkę zdziwiona, dlaczego ta się nie śmieje.
- Po chińsku? - Mei powstrzymywała napad śmiechu. - Mamo, chiński naprawdę nie jest taki trudny.
- No wiem, wiem... - mruknęła jej matka wywracając oczami, na co obie zaczęły się śmiać.
- Dobra, tutaj jest już naprawdę późno. Pójdę spać, dobranoc. Miłego dnia!
Pożegnała się, wykąpała i położyła. Była tak bardzo zmęczona, że zasnęła w mgnieniu oka.
Następnego dnia po śniadaniu posiedziała trochę w pokoju, po czym wzięła prysznic, przebrała się i zaczęła szykować do wyjścia. Tak bardzo się bała. Bała się, że po prostu zrobi z siebie idiotkę i będzie tam stać na daremno...
~
Stanęła przed szklanymi drzwiami już trzeci raz. Wzięła głęboki oddech i usiadła na schodach bokiem do wejścia. Było tak gorąco, duszno wręcz, a jej serce tak szybko biło, a krew pulsowała w żyłach. Było już w pół do pierwszej. Zaczęła żałować, że dała Tao ten list... Luhan go pewnie nawet nie przeczytał... Miała ochotę zniknąć... Wzięła swoją torbę i już miała wstawać, kiedy przez szybę zobaczyła biegnącego chłopaka. Wydawał jej się taki znajomy... Znieruchomiała i zaczęła mu się uważnie przyglądać. Rozglądał się dookoła, jakby czegoś lub kogoś szukał. Stanął na środku holu i nagle ich spojrzenia się spotkały. Majka podniosła się na równe nogi, nawet przez chwilę nie spuszczając z niego wzroku. Blondyn wybiegł i stanął w drzwiach. Miał przerażone oczy i ciężko oddychał. Zmierzył ją wzrokiem, po czym zrobił kilka kroków w jej stronę.
- Mei? - wyszeptał ledwo słyszalnym głosem. Szatynka tylko nieprzytomnie przytaknęła. Naprawdę przeczytał mój list? - przemknęło jej przez myśl...
1 komentarz:
Tu przydałoby się coś dalej. ;__;
Jak spędzili razem dzień, cokolwiek... ;__;
Moje serduszko nie może znieść tego, że Lulu jednie zapytał czy ona to ona. ;___;
Prześlij komentarz