piątek, 25 kwietnia 2014

aRtisT.

Tytuł: aRtisT
Zespół: Teen Top
Długość: Chaptered
Rodzaj: AU, Romans, Obyczaj

Rozdział 1.

"외로움 "
(loneliness)




Wszystko miało swój początek w gorącej, słonecznej Californii, gdzie świat mody jest jednym z ważniejszych na rynku. Nikt nie liczy się z uczuciami i zdaniem innych. Najważniejszy jest zysk, który przynoszą projektowane i wypuszczane na rynek kolekcje. Najważniejsze też jest to, aby były godnie i z klasą prezentowane. Dlatego też jego twarz i całe ciało było warte tysiące, a nawet miliony.
Przeczesał blond włosy dłonią, na którą nałożył niewielką ilość żelu i odpowiednio układając niesforne kosmyki idealnie wystylizował sobie fryzurę. Ubrał dżinsy z wiosennej kolekcji, czarno-turkusowy T-shirt z nadrukiem i granatową marynarkę. Do tego czarne, sznurowane buty i spojrzał w lustro. Uśmiechnął się zadziornie i zabierając z sobą tylko klucze i telefon wyszedł z domu.

Ostatnio tematem tabu był jego związek z jedną z projektantek. Każda gazeta o tym pisała i każdy dziennikarz chciał znaleźć się w kolejce do wywiadu z nim. On sam jednak nie bardzo przejmował się tym co się działo wokół niego. Do jego obowiązków należało tylko wyjście kilka razy na kolację z Minnie, starszą od niego cztery lata projektantką z firmy, w której był modelem. Reszta zwisała mu jak frędzle przy szaliku. Przynajmniej tak się wszystkim wydawało. Nikt nie miał pojęcia, co krył pod maską, jaką nosił na co dzień i co tak naprawdę czuł robiąc to wszystko.

Yoo Changhyun. Urodzony dwudziestego siódmego lutego tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiątego piątego roku, w Silin-dong, Gwanak-gu. Młodszy brat piosenkarza, Yoo Youngjin’a, znanego jako Epsilon. Changhyun, znany publicznie jako Ricky, od kilku lat jest modelem. Chociaż jako dziecko zagrał w filmie, dzięki któremu został dostrzeżony.  Jednak sława bardzo zmieniła radosne i pełne optymizmu i troski o innych, dziecko w bezwzględnego, chłodnego dwudziesto-latka, dla którego wszystko jest obojętne, byleby mieć pieniądze w portfelu.

- Student drugiego roku, wydziału psychologii na Miami University. Przewodniczący komitetu studentów psychologii drugiego roku. – szatynka cicho opowiadała nowej koleżance o największym, szkolnym przystojniaku. - Były kapitan drużyny koszykarskiej. Kilkukrotny zwycięzca konkursu naukowego w liceum, posługujący się kilkoma językami.
- Kilkoma językami? – spytała patrząc na nowo poznaną koleżankę z zaciekawieniem. – Jakie to języki?
- Z tego co mi wiadomo, to posługuje się biegle angielskim, koreańskim, japońskim i chyba francuskim.
- O, interesująco. Ja też znam kilka języków, wszystko przez mojego ojca, który przez swoją pracę ciągle się gdzieś przeprowadzał, kiedy byłam mała. Po miesiącu jego pracy przeprowadzałam się do niego z mamą i zostawaliśmy tam na jakiś czas, więc musiałam umieć porozumiewać się z rówieśnikami.
- Ale fajnie! – szatynka klasnęła w dłonie – Też bym tak chciała, jakie języki znasz?
- Angielski, koreański, japoński, chiński, chociaż nie jest dla mnie zbyt prosty w pisowni… Nie przepadam za tymi krzaczkami, choć sam język bardzo mi się podoba. Ostatnio zaczęłam uczyć się trochę niemieckiego. Jednak to chyba język nie dla mnie – roześmiała się blondynka.
- Rozumiem, a jeszcze raz… Skąd przyjechałaś?
- Z Seulu, ale ostatnie półtora roku spędziłam w Nowym Orleanie, u kuzynki mojej przyjaciółki.
- Ciekawie… Zwiedziłaś kawał świata, jest jakieś miejsce, gdzie nie byłaś, a chciałabyś pojechać?
- Hm… Myślę, że na pewno do takich miejsc należą Francja i Włochy. Aczkolwiek Hiszpanią, czy Anglią bym nie pogardziła. Ach, no i byłam kiedyś w Moskwie. Całkiem ciekawe doświadczenie, ale to nie miejsce dla mnie. – roześmiała się i ruszyły razem w stronę stołówki.

*

- Ach! Changhyun! Changhyun! – po korytarzu rozległo się piskliwe wołanie kilku dziewczyn, które próbowały dogonić zbiegającego ze schodów Ricky’ego. – Changhyun, zaczekaj!
Kiedy dopadły do chłopaka okazało się, że mający w uszach rozkręconą głośno muzykę chłopak nic nie słyszał. Jedna ze stojących przed nim dziewczyn uśmiechnęła się szeroko.
- Trzymaj. – wręczyła mu kolorową kopertę z jego imieniem wypisanym na przedzie. – Chciałam Cię zaprosić na moją imprezę urodzinową. Pamiętasz? Obiecałeś mi rok temu, kiedy nie mogłeś przyjechać na moje urodziny, że przyjdziesz na nie za rok.
Słysząc to Changhyun podrapał się w tył głowy i wywrócił oczami. Wziął niechętnie z rąk niższej od siebie dziewczyny kopertę i ruszył przed siebie machając sobie kopertą, by ochłodzić twarz.
- Pomyślę nad tym. – rzucił na odczepne i zniknął za drzwiami sali wykładowej. Dziewczyny popatrzyły po sobie śląc jednoznaczne spojrzenia i również poszły na wykłady.

*

Jego życie studenckie nie było niczym szczególnym. Po prostu chodził na zajęcia, jak tylko często mógł, ale uczył się bardzo dobrze, zdawał każdą sesję na najwyższe oceny, dostawał stypendium, a nieobecności jakimś cudem zawsze uchodziły mu na sucho. Nie specjalnie się tym wszystkim przejmował, jakby nauka tak naprawdę nie była jedną z ważniejszych rzeczy w jego życiu.
Poza życiem studenckim, miał też to bardziej towarzyskie. Mieszkał w wielkim apartamentowcu razem ze swoim przyjacielem Jonghyunem, początkującym fotografem, któremu Changhyun załatwił pracę w swojej agencji oraz z chłopakiem z którym mieszkają od niedawna. To znajomy Jonghyuna, rok starszy Daniel. Aktualnie poszukuje pracy po tym, jak wykopali go z niej i automatycznie z mieszkania, które dostał dzięki swojej posadzie jako lokaj. Jednak gdy tylko go zwolniono wyrzucono go również z mieszkania. Początkowo Ricky był temu przeciwny i cholernie denerwował go fakt obcej osoby w domu, jednak gdy poznał bliżej Niela, to uznał, że można mu zaufać i dać szansę.

W ciągu miesiąca Daniel i Changhyun wbrew pozorom bardzo się do siebie przywiązali, co na początku wydawało się być nie możliwe. Od tamtego czasu dzielili apartament w trójkę i nikomu to już nie przeszkadzało. Nawet pies Niela, który z początku kręcąc się Changhyunowi pod nogami strasznie go denerwował, teraz był oczkiem w głowie blondyna.
- Zobaczysz się dzisiaj z Minnie? – spytał nagle Niel stawiając pudełko z ciepłą pizzą na stoliku przed Changhyunem i Jonghyunem. On jako jedyny znał całą prawdę.
- Nie, coś jej wypadło.. Dlaczego pytasz? – odparł spokojnie Ricky i wziął spory kęs swojej ulubionej pizzy.
- Bo… właśnie mówią o niej w telewizji. – wtrącił Changjo wyglądając z kuchni. - Dziennikarze przyłapali ją z reżyserem Park Hoseok’iem.
- Co? – Changhyun zakrztusił się kawałkiem pizzy i jak oparzony pobiegł do kuchni przed nieduży, wiszący na ścianie telewizor. Po chwili dołączył do niego Niel.

„Mówi się, że Minnie ciągnie to prawie od samego początku. Czyżby młodszy od niej Ricky nie spełniał jej oczekiwań do tego stopnia, że posunęła się do romansu ze starszym od siebie o dwanaście lat mężczyzną? A może najzwyczajniej nie potrafi się zdecydować, więc próbuje uciągnąć oba związki? Jednak najbardziej prawdopodobnym w jej przypadku będzie to, że po prostu woli starszych, bardziej dojrzałych mężczyzn. Czy to oznacza, że nasz model jest niewystarczająco męski i dojrzały?”

Zacisnął dłoń w pięść uderzając nią o blat. Zazgrzytał zębami i spojrzał na leżący na blacie telefon, sięgnął po niego i zobaczył kilka nieodebranych połączeń i jedną wiadomość. „Sorry Changhyun, to nie wypali. Dłużej nie będę udawać. M.A.” Wściekły cisnął telefonem o podłogę.

- Co ona sobie wyobraża? – warknął. – Idę się przejść.
Wziął kurtkę i wyszedł trzaskając drzwiami. Swoje kroki skierował prosto nad rzekę, gdzie usiadł na trawie, zaraz przy brzegu i ukrył twarz w dłoniach.
- Czym sobie na to zasłużyłem… Ech – wypuścił ciężko powietrze. – Dlaczego zawsze muszę być przez wszystkich wystawiony do wiatru?! – wściekły rzucił kamień daleko przed siebie.
- Au! – rozległo się nagle z ciemności, a po chwili dostrzegł też smukłą, drobną postać, która zmierzała w jego kierunku. – Pogrzało Cię?! – niewysoka szatynka warknęła niemalże zabijając go wzrokiem. – Mogłeś mnie zabić!
- Od kamienia jeszcze nikt nie zginął… - odpowiedział drętwo i wstał, nieco zaskoczony przebiegiem sytuacji.
- Palant! – warknęła i trzepnęła go przez ramię. – Jeszcze się z Tobą policzę! Niech Cię ziemia pochłonie! – obrażona odwróciła się do niego tyłem i skrzyżowała ręce na piersi. Wydymała policzki i zerkała kątem oka na Changhyuna i jego reakcję.
- Uwierz… chciałbym, aby tak było. – odparł beznamiętnie i przeniósł się pod rosnące obok drzewo. Usiadł pod nim i oparł się o pień zamykając oczy.
- Co? – szatynka nie spodziewała się takiej odpowiedzi i w zaskoczeniu odwróciła się do niego podchodząc bliżej. Usiadła przy nim i zaczęła mu się przyglądać. – Hej… ja Cię znam. – Changhyun słysząc te słowa przewrócił teatralnie oczami i właśnie miał wstawać… - Dziewczyna Cię dzisiaj rzuciła, suka.
Słysząc podsumowanie, jakie wypłynęło z ust szatynki znieruchomiał i zaczął przyglądać jej się uważnie. Nie wiedział, czy powinien odejść dopóki nie jest za późno czy zostać i rozmawiać dalej. Oparł się ponownie o pień drzewa i spojrzał na dziewczynę w okularach.
-Suka? – powtórzył. – Tylko nie mów mi, że jesteś jakimś moim psycho-fanem czy coś w tym stylu..
- Ha ha, nie pochlebiaj sobie! – roześmiała się – po moim trupie. Po prostu współczuję Ci, bo wiem jak boli rozstanie. A Twój przypadek jest o tyle głupi, ze cała Calfiornia o nim mówi. Musi być kiepsko jeśli chodzi o sprawy miłosne i bycie sławnym…
- A co Ty tam możesz wiedzieć… - Ricky wstał i ruszył w stronę apartamentu.
- Ej! Yoo! – krzyknęła za nim – Wisisz mi przysługę!
- Co?! – Changhyun niemalże wybuchnął śmiechem.
- Przywaliłeś mi z kamienia! Należy mi się odszkodowanie! – upomniała się z zadziornym uśmiechem.
- Niedoczekanie… - mruknął Ricky. Machnął na nią ręką i ruszył do domu. Jutro czekał go ciężki dzień, będzie musiał zmierzyć się z grupą fotoreporterów czekających pod jego domem. Nie ma to jak przekonanie, że wolałoby się aby jutro skończyło się zanim się zaczęło…

~*~

" 텅빔 "
(emptiness)



Seul w lipcu jest naprawdę deszczowym miejscem. Nigdy nie wiadomo, kiedy nawet w słoneczny dzień z nieba spadną strużki zimnego deszczu. Dlatego zawsze dobrze jest mieć przy sobie parasol, miejscowi doskonale o tym wiedzą. Ale nie zawsze ma się czas, by o nim pamiętać…
Nawet komuś tak ogarniętemu i rozważnemu jak Byunhun czasami zdarza się zapomnieć tak oczywistej rzeczy… Wybiegł z domu, jakby go ktoś gonił. Czuł, jak jego serce stukota szybko w klatce piersiowej, a krew pulsuje mu w żyłach. Przebiegł dość sporą odległość i zatrzymał się na skrzyżowaniu blisko centrum. Rozejrzał się wokół siebie czując jak do oczu napływają mu łzy. Nagle dostrzegł ją w tłumie przechodniów, którzy pchali się razem z nią do metra.
- Sohyun-ah! – krzyknął i puścił się biegiem w jej stronę. Jedna zanim zbiegł na dół, drzwi zasunęły się, a on zdążył dojrzeć jej smukłą postać po drugiej stronie wagonu odjeżdżającego metra. – Nie… - wyszeptał. Podszedł do ściany i podparł się o nią czując jak traci władzę w nogach. Osunął się na posadzkę i zasłonił twarz dłońmi. Dopiero po dłuższej chwili podniósł się i powlekając nogami wyszedł na ulicę. Uszedł kilka kroków, a z niego spadł deszcz, który smagał jego zmęczoną twarz zimnymi kroplami. Wszyscy uciekali, by schronić się gdzieś w kawiarniach, pod daszkami sklepów, w budkach telefonicznych, a on po prostu szedł przed siebie jak gdyby wyłączył się ze świata.
Kiedy przekroczył próg ich wspólnego mieszkania i zamknął za sobą drzwi poczuł wszechogarniającą go pustkę. Wszedł do salonu i usiadł na kanapie. Miał pusty wyraz twarzy i przeszklone oczy. Przełknął głośno ślinę i opadł na oparcie zamykając oczy. Leżał tak przez dobre pół godziny, a kiedy w końcu wstał, przeniósł się do łazienki, napuścił wody do wanny i biorąc ze sobą list i zapalniczkę wszedł do niej i odchylił głowę w tył. Przeczytał tekst napisany drobnym, starannym pismem po czym przetarł po nim mokrymi palcami. Wydał z siebie dźwięk, jakby stłumiony płacz zmieszany ze śmiechem i sięgnął po zapalniczkę. Podpalił brzeg kartki i leżąc w wannie przyglądał się powoli rozprzestrzeniającemu się ogniu, który zaczął pochłaniać skutecznie choćby najmniejszy skrawek listu.
- Boże, jeszcze nie dawno mówiliśmy, że koniec nie jest bliski… a teraz, kiedy już nadszedł… co mam z sobą zrobić? – wyszeptał i zamknął oczy, z których pokulały się dwie słone łzy. Otworzył je gwałtownie i spojrzał na rozjaśniające się niebo za oknem. - Pora obudzić się ze snu.

Lee Byunhun. Dwudziesto-dwu latek, urodzony w Gunsan, wychowany w Los Angeles, aktualnie zamieszkuje Seul. Rodzina nadal mieszka w Los Angeles i stara się utrzymać z nim stały kontakt. Początkujący aktor, niespełniony tancerz. Od czasów jego występu na szkolnym „mam talent” w Los Angeles, nazwany został L.Joe, co z początku mu przeszkadzało, jednak potem przestało mu to wadzić. Szukający swojego celu w życiu, dążący do spełnienia marzeń. Zakochany i pragnący pozostać w tym stanie nawet, gdyby oznaczało to zrezygnowanie z wielu innych rzeczy. Jednak po rozczarowaniu pozostaje mu tylko gorycz i smutek…

*

Jednak te słowa wciąż błądziły po jego głowie nie dając mu spokoju.
Jak mógł normalnie pracować słysząc je odbijające się echem w jego uszach?

„Kochany,
Przepraszam, że do tej pory byłam taka samolubna. Tak bardzo chciałam zatrzymać Cię blisko siebie, że nie widziałam tego, jak bardzo Cię ograniczam i sprawiam Ci tym zawód. Naprawdę nie chciałam, wybacz mi proszę. Nieustannie chciałam, byś przy mnie był i poświęcał mi jak najwięcej swojego czasu. Zupełnie zapomniałam o tym, że przecież sam masz marzenia i potrzeby, które chcesz spełnić.  Byłam taka głupia, tyle mogłeś osiągnąć, a ja najzwyczajniej odciągałam Cię od tego…
Znalazłam w barku list z amfiteatru, który proponował Ci rolę w musicalu.. Termin był na ten sam okres, co nasz wspólny wyjazd na Karaiby. Jak mogłam być taka ślepa i tego nie zauważyć. Byłeś wtedy taki nieswój, a ja głupia dałam się nabrać, że to zwykły ból głowy… Przepraszam Cię za to.
Właśnie dlatego postanowiłam, że odejdę. Idę szukać własnego szczęścia, a Ty spełnij swoje marzenia. Goń za nimi i rób to, co kochasz najbardziej. Pokaż wszystkim jak wspaniały jest i na jak wiele Cię stać. Tak będzie lepiej, nie szukaj mnie. Nie chcę być odnaleziona.
Żegnaj,
Twoja Sohyun.”

Świat bez niej wydawał mu się taki kruchy, taki bezwartościowy. Przecież mieli własne plany na przyszłość, wiele szalonych pomysłów do zrealizowania. Był gotów poświęcić dla niej wszystko. Jak się okazuje, ona nie była gotowa na to, aby on zachowywał się w ten sposób…
Decydując za nich oboje postawiła kolejny krok. Zmieniła ich życie jedną, zwykłą decyzją. Podzieliła wszystko na dwa osobne światy, nie zostawiając po sobie żadnych śladów. Zostały mu wspomnienia, które skutecznie dręczyły jego duszę.
Z idealnego świata pogrążył się w nieustannej agonii i ciemności, która chłonęła go jak gąbka. Topił się we własnej samotności, a pustka i otaczająca go cisza niszczyły go od środka. Starał się jak mógł, jednak wydawało mu się na początku, że stanięcie na nogi będzie o wiele prostsze i że upora się z tym dość szybko. Niestety, przeliczył się i swoje możliwości.

*

Nie odbierał telefonu od dwóch tygodni. Zaszył się w swoim mieszkaniu, które wystawił na sprzedaż. Kwestią czasu było tylko to, aby się przeprowadził.
W między czasie doszukał się ogłoszenia z miejskiego teatru, w którym już raz dostał propozycję pracy. Tym razem miał być to spektakl na skalę światową, rola główna, tancerza…
- ..który na przekór wszystkim robi to co kocha i żyje z tego. Po kilkunastu latach odnajduje dziewczynę, którą pokochał już jako dziewczynkę i orientuje się, że to uczucie wciąż się w nim żarzy. Pragnie, aby ona również pokochała go na nowo… Świetnie – mruknął przerywając czytanie opisu fabuły. Siedział przed telewizorem z najbliższym przyjacielem, który za wszelką cenę chciał, aby L.Joe ponownie otworzył się na świat. Był jakiś progres, bo chłopak przygotował się i poszedł na przesłuchanie, dzięki czemu dostał tą rolę zapewniając, że będzie on dla teatru na wyłączność, gdyż nie robi nic innego. Chanhee postawił przed nim pudełko z chińszczyzną i piwo.
- Moja mama je dla nas przyrządziła – rzucił wkazując na jedzenie. Rodzina Lee była bardzo życzliwa i traktowała Byunhuna jak drugiego syna. Chunji był spadkobiercą rodzinnej firmy, a jego starszy miał odziedziczyć po matce restaurację. Z początku role miały być odwrotne, jednak okazało się, że Chanhee jest bardziej pochłonięty sprawami firmy, niż restauracji. Dlatego też ojciec chłopaków po przeprowadzeniu rodzinnej narady uznał, że oddanie w przyszłości firmy w ręce Chanhee, a restaurację jego bratu będzie najlepszym wyjściem.
- Dasz radę – poklepał go po ramieniu – przecież grasz świetnie. Czym się martwisz?
- Niczym – L.Joe wzruszył ramionami beznamiętnie wpatrując się w telewizor. Wziął spory łyk piwa i zabrał się za przeglądanie scenariusza. – Fabułą. – dodał. – Jest zbyt przewidywalna i smętna.
- Przede wszystkim osobista… - mruknął Chunji i dał mu stójkę w bok. – Jedz, bo ostygnie i zostaw już ten scenariusz, to nie zając. Nie ucieknie Ci, jeśli zabierzesz się za to jutro.
- Zapewne masz rację.. – Byunhun rzucił scenariusz na drugi koniec pokoju i odpłynął jedząc nieziemsko przyrządzone jedzenie przez panią Lee. – Podziękuj mamie, to jest genialne.


To wszystko wydawało się być takie płytkie. Jego życie, oddychanie, istnienie. Tak bardzo pragnął znów żyć, a nie tylko istnieć. Chciał znowu poczuć, że dostał w swoje ręce kawałek nieba… Chciał po prostu być sobą, jednak z każdym dniem miał wrażenie, że coraz bardziej odcina się od własnego człowieczeństwa. Coraz bliższe były mu kpina i bezwzględność. Z każdym dniem stawał się bardziej zdystansowany do siebie, do wszystko wokoło, do życia. Przestał grać z losem w ciuciubabkę. Postawił wszystko na jedną kartę i uznał, że zostanie przy tym by po prostu przeżyć. Reszta nie grała żadnej roli…

wtorek, 22 kwietnia 2014

aRtisT

Tytuł: aRtisT
Zespół: Teen Top
Długość: Chaptered
Rodzaj: AU, Romans, Obyczaj


Prolog.

Kiedy masz wokół siebie tylu ludzi, a wciąż czujesz się samotny…
Za czym wtedy tak naprawdę tęskni Twoje serce?
Chciałeś spełnić swoje marzenia, ale czy to naprawdę daje Ci wystarczające szczęście, aby cieszyć się z życia? Dlaczego wszystko nadal nie ma sensu? Gdzie Twoi bliscy, którzy powinni wspierać Cię w ciężkich chwilach? Czy naprawdę musisz zawsze liczyć tylko na siebie?

~*~

Szare chmury spowiły niebo, które przecięła błyskawica. Jechał coraz szybciej, jakby goniąca za nim burza nie miała najmniejszego znaczenia, a deszcz, który zaczął zacinać w przednią szybę w ogóle nie istniał. Jechał przed siebie, chcąc zostawić przeszłość za sobą. Zostawić ją i nigdy do niej nie wracać, zdał sobie sprawę, że to, co osiągnął to największy błąd jego życia. Dopiero teraz zrozumiał co ma dla niego największą wartość i za czym tak naprawdę powinien gonić.

Miłości, czy kiedykolwiek Cię dogonię?
Czy kiedykolwiek dostanę Cię w swoje ramiona?

Stałaś się wspomnieniem, którego nie wymażę
Ta miłość jest jak deszcz, który pada tego wieczoru
Z upływem czasu, pragnienie w moim sercu wzrasta.

Proszę, uchroń mnie od tego bólu.
Nie zniosę tego dłużej.
Kochanie proszę, przestań mnie dręczyć.
Tak bardzo tęsknię, z każdym dniem coraz bardziej.

~*~

Czy jego życie kiedykolwiek będzie inne? Dlaczego bezustannie traci wszystkich, których kocha? Dlaczego los jest tak samolubny i zabiera mu wszystko, co pozwala mu oddychać? Jak wiele jeszcze będzie musiał znieść upokorzeń, aby w końcu móc normalnie żyć?

Przemoczony do suchej nitki wszedł do apartamentu i zamknął drzwi na klucz. Miał dość całego świata, a deszcz mocząc go od stóp do głowy tylko nadszarpnął jego nerwy. Tak bardzo chciał teraz zostać sam, zniknąć na jakiś czas, by móc jakoś przetrwać to wszystko. Rozejrzał się po pustym mieszkaniu i wypuścił ciężko powietrze. Nie pamiętał, kiedy ostatnio było tu tak cicho i pusto. Do tej pory był samotny pośród tłumu. Teraz stał się samotny w każdym tego słowa znaczeniu… Chciał zniknąć. Poczuł jak nogi uginają się pod jego ciężarem i jak osuwa się na dywan.


Przy tej prędkości, będę płakać przez długi czas.
Stoję teraz jakbym coś zgubił.
Gdy myślę, myślę o Tobie.
Wrócisz do mnie, kochanie?

Dlaczego pojawiasz się w mojej pamięci, raniąc mnie.
Czemu ciągle o tym myślę, tylko wariuję.
Zmuszając się do oddychania, jedynie powoli umieram.
Odrzucając rzeczywistość, obracam się w proch.

wtorek, 15 kwietnia 2014

Toy Joy.

Tytuł: Toy Joy.
Zespół: Teen Top
Bohaterowie: Byunhun, Changhyun, Joy, Anna.
Długość: Chaptered
Rodzaj: AU, Fantasy, Romans, Obyczaj


Toy Joy.

Rozdział 1.


      Dziś, tak jak każdego dnia, wyszedł wcześnie rano po to aby mieć świeże pieczywo na śniadanie. Przy okazji przewietrzył umysł, aby móc trzeźwo myśleć. Po drodze spotkał sąsiada z naprzeciwka, który wydawał mu się całkiem w porządku, jednak wolał nie ryzykować i trzymać się na dystans.
- Hej – zagadał brunet – mieszkasz naprzeciwko mnie, prawda? – spytał z uśmiechem. – Może wpadniesz do mnie na kawę i się poznamy?
Byunhun spojrzał na niego spod czarnych rzęs i przeanalizował dokładnie jego propozycję. Jednak odpowiedź była zbyt oczywista.
- Nie mogę, przepraszam – kontynuował – nie mieszkam sam.
- Och, to nie problem! – uśmiechnął się i klepnął blondyna w ramię – Możecie przyjść razem, widziałem Was jak się wprowadzaliście. Twoja dziewczyna jest naprawdę śliczna.
W blondynie coś się zagotowało. Był pewien, że dokładnie sprawdził, czy na pewno nie ma możliwości, aby ktoś zobaczył jak wnosił ją do mieszkania. Zmarszczył brwi i zamyślił się przez chwilę tracąc kontakt z rzeczywistością. Z rozmyślań wyrwał go głos wciąż towarzyszącego mu bruneta.
- Tak w ogóle, to Changhyun jestem.
- Byunhun, albo po prostu L.Joe. – odparł z grzeczności.
- Na mnie znajomi wołają Ricky, miło mi Cię poznać. A Twoja dziewczyna? Jest teraz w domu? – zajrzał Byunhunowi przez ramię, co lekko rozzłościło chłopaka i zatrzasnął uchylone za swoimi plecami drzwi. Ricky zawstydził się i podrapał w tył głowy.
- Jest i śpi. – uciął krótko L.Joe. – Nie jest jeszcze przyzwyczajona do tego otoczenia i tego klimatu, przylecieliśmy z Seulu.
- Rozumiem. W każdym bądź razie jakbyście mieli ochotę, to wpadnijcie do nas. – na twarzy bruneta ponownie pojawił się uśmiech.
- Do nas? – powtórzył lekko zaskoczony Byunhun.
- Tak, mieszkam z dziewczyną. Ana na pewno chętnie Was pozna, więc serdecznie zapraszamy.
- Dzięki… Hm.. Może kiedyś skorzystamy, a teraz wybacz, ale naprawdę muszę iść. – skinął głową i zwinnie wślizgnął się do mieszkania tak, aby Ricky zbyt wiele nie zobaczył.
- Co tam skarbie? – szatynka o brązowych oczach wyjrzała z mieszkania i uśmiechnęła się do bruneta. – Rozmawiałeś z tym nowym sąsiadem?
- Ta.. Trochę dziwny koleś… - podsumował brunet. – Nie ważne. – machnął ręką i weszli do mieszkania.

Byunhun rozpakował zakupy i zjadł szybkie śniadanie. Pozmywał i oparł się na wyprostowanych dłoniach o blat szafki. Spojrzał w stronę drzwi znajdujących się po drugiej stronie kuchni. Były zamykane na dwa zamki, w kolorze ciemnego dębu. Westchnął ciężko wypuszczając powietrze z płuc, po czym odbił się od blatu i powolnym krokiem ruszył w ich kierunku. Wyjął z kieszeni swetra nieduży, dodatkowy pęczek kluczy i przekręcił zwinnym ruchem oba zamki. Wszedł do środka i zamknął się tam.
Pomieszczenie to było lekko schłodzone, a powietrze wilgotne i świeże. Kiedy wchodziło się tutaj, miało się odczucie przebywania w lesie. Na ścianach plątał się dziki bluszcz, który sięgał nawet sufitu, a zamiast dywanu podłoga usłana była zieloną, miękką trawą. Na samym środku stał wielki marmurowy blat, którego już praktycznie nie było widać. Ułożona była na nim dziewczyna o piaskowych włosach, które jak welon spływały w dół blatu. Miała na sobie zieloną sukienkę, której długość nie miała końca. To właśnie ta sukienka była rosnącą w tym pokoju trawą i dzikim bluszczem. Serce dziewczyny podłączone było do niedużej, szklanej szkatułki, w której znajdował się jasnozielony płyn, a maska tlenowa na jej twarzy ciągnęła się do szklanego pojemniczka zawieszonego na haczyku zamontowanym na suficie. Pojemniczek ten wypełniony był podmuchem wiatru i płatkami białych róż. Rzucając okiem na wszystko, by sprawdzić, czy każdy choćby najmniejszy szczegół jest jak należy uśmiechnął się i podszedł bliżej śpiącej dziewczyny.
- Jeszcze trochę… - wyszeptał gładząc opuszkami palców jej delikatny, porcelanowy policzek. – Wytrzymaj… - posmutniał i spojrzał na prawie całkowicie zarośnięte bluszczem okno. Westchnął i podszedł do niego, aby je na moment odsłonić i spojrzeć na to, co widać za szybą. Miał przed sobą rozciągający się ocean, uśmiechnął się blado i spojrzał na dziewczynę. Poprawił jej pojemnik z płatkami róż i skierował swoje kroki do wyjścia.
Zakluczył drzwi i poszedł do salonu, gdzie zajął miejsce na kanapie i ukrył twarz w dłoniach. Po jego głowie plątało się tylko jedno pytanie… „Co teraz?” Wtem po mieszkaniu rozległo się stukanie do drzwi. Poderwał się rozproszony i rozejrzał. Niepewnie podszedł do drzwi i przez judasza spojrzał na korytarz. Changhyun. Na jego widok poczuł ulgę i otworzył drzwi brunetowi.
- Coś się stało? – spytał mierząc gościa wzrokiem i wtedy dostrzegł wyglądającą zza niego, niewysoką szatynkę o ciepłym uśmiechu. – Och… -wyrwało mu się.
- Słuchaj… taka sprawa… - Ricky podrapał się po głowie. – Padła nam ciepła woda… Wiem, że to nie odpowiednie, ale moglibyśmy skorzystać z Twojej łazienki? Muszę skorzystać, a za chwilę lecę na trening, gram w nogę… Wiesz… - uśmiechnął się szeroko – A to jest właśnie Ana, moja dziewczyna.
Szatynka uśmiechnęła się ciepło i lekko skłoniła głową. Byunhun również się uśmiechnął i zaprosił ich do środka, od razu zamykając drzwi do kuchni. Wskazał na drugie drzwi po lewej.
- To łazienka. – Changhyun zniknął za mahoniowymi drzwiami zostawiając Anę i L.Joe samych. Dziewczyna uśmiechnęła się lekko i rozejrzała po korytarzu.
- A gdzie Twoja dziewczyna? –spytała nagle – Naprawdę chciałabym ją poznać.
- Um.. Nie ma jej w tej chwili. Przykro mi, na pewno jeszcze będziesz miała okazję ją poznać. – Byunhyun wymusił uśmiech i zaprosił Anę do salonu. – Usiądź. Napijesz się czegoś? Woda? Herbata?
- Masz może sok? – uśmiechnęła się.
- Jasne, zaraz przyniosę. – zniknął w kuchni i zabrał się za nalewanie napoju. Nagle usłyszał za sobą kroki. Jego serce zabiło mocniej, a on odwrócił się gwałtownie. Ana stała na środku kuchni i rozglądała się po niej uważnie.
- Ładnie tu. – stwierdziła i zatrzymała wzrok na dębowych drzwiach. – Och, drzwi dębowe. Ale mają fajny kształt! – podbiegła do nich i zaczęła je oglądać. Były one w kształcie płaskiego „s” i miały starą, metalową klamkę z grawerowanymi wzrokami, rzadko spotykaną we współczesnych czasach. L.Joe podszedł do niej pospiesznie i odciągnął ją od drzwi stając między nią a tajemniczym pomieszczeniem.
- Mogłabyś wrócić do salonu, proszę? – spytał oschle. Dziewczyna lekko zakłopotana przytaknęła mu  i wróciła na swoje wcześniejsze miejsce na kanapie. Byunghun przyniósł jej sok i usiadł naprzeciwko niej. Changhyun wyparował z łazienki jak oparzony i wpadł do salonu z szerokim uśmiechem.
- No, to ja lecę kochanie – pocałował szatynkę i spojrzał na L.Joe. – To widzimy się później sąsiedzie! – rzucił na dowidzenia i zniknął za drzwiami wyjściowymi. Byunhun miał tylko nadzieję, że Ana szybko weźmie ten prysznic i zostawi go samego, aby nie musiał martwić się o bezpieczeństwo swoje i piaskowej damy śpiącej w zamkniętej komnacie.
- Jak ma na imię Twoja dziewczyna? – spytała szatynka dopijając sok.
- Joy. – odparł krótko obserwując jak opróżnia szklane naczynie.
- Bardzo oryginalnie. Ładnie – przyznała i podniosła się z siedzenia – dobra, bo czuję się co najmniej dziwnie. Jakbyś dawał mi do zrozumienia, że nie chcesz żebym tutaj była…
- Och… - Byunhunowi zrobił się głupio. – To nie tak… Po prostu.. Mam pewien dość poważny problem i nie mam głowy do sąsiadów, wybacz. To nie tak, że Ciebie tutaj nie chcę.
- Ok, rozumiem. A mogę jakoś pomóc? – spytała z troską.
- Raczej nie, ale dzięki za dobre chęci. – uśmiechnął się i widząc jak dziewczyna znika w łazience sam poszedł do kuchni i usiadł przy stole czekając, aż skończy kąpiel.
Usłyszał dźwięk otwieranych drzwi łazienkowych, więc poderwał się z miejsca i ruszył w stronę korytarza, aby uniknąć kolejnego zetknięcia się Any z jego kuchnią. Szatynka uśmiechnęła się serdecznie i zarzuciła ręcznik na szyję, aby mokre włosy nie moczyły jej ubrania.
- Jeszcze raz wielkie dzięki za użyczenie łazienki. Mam nadzieję, że jutro będzie już z naszą wodą wszystko w porządku. – L.Joe przytaknął i odprowadził ją do drzwi. – Jakbyś potrzebował się komuś wygadać, czy poradzić, to wal śmiało. Wystarczy, że zapukasz do drzwi naprzeciwko i zawsze służę pomocą.

- Dziękuję, zapamiętam. – poczuł się dziwnie. Pierwszy raz w życiu czuł taką szczerość i ciepło od obcej mu osoby. Nigdy wcześniej nie miał z czymś takim do czynienia. W zamyśleniu zamknął drzwi i sam poszedł do salonu, aby odpocząć i przemyśleć wszystko. Co miał zrobić? Jak to wszystko przetrwać? Jak naprawić szkody i zrehabilitować się u Minsoo? Nie miał pojęcia od czego zacząć… Tyle pytań… Tyle niewiadomych i tyle do zrobienia na najbliższy czas. Kiedy miał tego wszystkiego dokonać? Czuł się coraz bardziej zagubiony…

poniedziałek, 14 kwietnia 2014

Toy Joy.

Tytuł: Toy Joy.
Zespół: Teen Top
Bohaterowie: Byunhun, Changhyun, Joy, Anna.
Długość: Chaptered
Rodzaj: AU, Fantasy, Romans, Obyczaj


Toy Joy.
Prolog.




    Stojąc nad przepaścią przyglądał się oddalonemu o dobre kilkaset kilometrów miastu. Chłodny wiatr czesał jego przykrótkie włosy plącząc je z drobinkami piasku, które zawieruszyły się gdzieś między jednym muśnięciem, a drugim. Spojrzał na swój czerwony kabriolet, w którym smacznie spała na tylnym siedzeniu dziewczyna o piaskowych włosach i złotych oczach. Przygryzł wargę i ponownie spojrzał na rozciągające się przed nim Los Angeles. Chciał uciec do rodzinnego miasta, bo uznał, że tylko tam będzie bezpieczny.

 W mgnieniu oka znalazł się przy samochodzie. Wziął dziewczynę delikatnie na ręce i ułożył ją na przednim siedzeniu, okrywając jej nogi kocem, a na głowę zakładając kaptur swojej czarnej bluzy. Zapiął jej pasy i usiadł za kierownicą, by już po chwili pędzić w stronę Californii.
Spojrzał na nią i lekko się uśmiechnął odgarniając prawą ręką jej jasne, długie włosy za ucho aby móc widzieć jej delikatną twarz w pełnej okazałości.


- Nie pozwolę Cię skrzywdzić… - szepnął jakby czuł, że to słyszy. Docisnął pedał gazu, aby dotrzeć w końcu do celu. Miał nadzieję, że odnajdzie dla nich miejsce, w którym ich świat nie będzie wydawał się tak bardzo odległym i zbyt dziwnym od realnego świata, którym żył każdy inny człowiek.

niedziela, 13 kwietnia 2014

Save Her For Us.

Tytuł: Save Her For Us
Zespół: Teen Top
Długość: Chaptered
Rodzaj: AU, Romance, Obyczaj


Rozdział 2.





Changhyun stał z szeroko otwartymi oczami i lustrował mnie i małą Hwaran wzrokiem.
- Która szalona osoba dała tak nieodpowiedzialnej osobie jak Ty dziecko? – spytał.
- A Ty niby jesteś lepszy? – spytałem lekko zirytowany.
- Nie?! – pisnął. – Dlatego się martwię.
Machnąłem ręką i zaprosiłem Changhyuna salonu, gdzie razem usiedliśmy. Zabrałem małą z nami i powiedziałem jej, że może się pobawić. Rozłożyłem jej koc na dywanie i wyjąłem zabawki z plecaka. Zająłem miejsce obok przyjaciela, który sam się już obsłużył nalewając do dwóch szklanek coli.
- A tak na poważnie.. – zaczął – Powiesz mi o co chodzi?
- Wychodzi na to, że to moja córka… - powtórzyłem, tak jakbym sam sobie musiał o tym przypomnieć, żeby to do mnie dotarło. Poczułem nagle ogarniający mnie strach, spojrzałem na bawiącą się na podłodze małą i zrobiło mi się duszno.
- Skąd to wiesz? Jesteś tego pewien? – spytał, wyrywając mnie z zamyślenia. – Sąd ona się tutaj w ogóle wzięła?
- Wychodziłem z domu i… po prostu była pod drzwiami. Dała mi list… Od jej matki.
- Była pod drzwiami i nie pobiegłeś przed budynek zobaczyć czy nie ma gdzieś kobiety, która ją zostawiła?! – przerwał mi.
- Nie… Byłem w takim szoku, że nawet na to nie wpadłem, a potem przyszedłeś już Ty.
- Czyli nie masz pewności, że to Twoje dziecko. – widać było, że rozluźnił się wypowiadając te słowa na głos.
- Nie mam, ale ja to wiem. Znam jej mamę, poznałem ją nawet po charakterze pisma. – Ricky wybuchnął śmiechem.
- Jak możesz poznać ją po charakterze pisma? Nie bądź śmieszny… - parsknął.
- Znam to schludne pismo i niezdarny styl składania zdań po angielsku. Tylko ona mogła do mnie napisać coś takiego w języku angielskim…  - Changhyun zmierzył mnie wzrokiem – Tak, mówię o Lenie. – przytaknąłem na jego nieme pytanie. Nawet się podpisała. Powiedziała, że przyjedzie po małą za pół roku.
- Masz niańczyć młodą przez pół roku? – jęknął – Przecież Ty nie masz bladego pojęcia o opiekowaniu się dziećmi!
- Ale ona nie ma nikogo więcej… Co mam zrobić Twoim zdaniem?
- Myślę, że… przede wszystkim powinieneś upewnić się, że to Twoje dziecko.
- Chcesz mi powiedzieć, że mam zrobić testy na ojcostwo, tak? – zamyśliłem się. – To nie jest taki głupi pomysł… Tak myślę. – przygryzłem wargę i spojrzałem na małą. – Jest jeszcze coś. Mała nie mówi i nie wiadomo dlaczego. Lena pisze w liście, że nie było stać jej na to, aby to sprawdzić u jakiegoś dobrego lekarza.
- No to co to za problem? Mało masz pieniędzy? Możemy to przecież zaraz iść i ogarnąć. Ubieraj się. – Changhyun zerwał się z kanapy z uśmiechem. – No dalej, dalej. Bo małą jeszcze musisz ubrać.
Ubieranie dziecka to chyba nie najlepszy pomysł. Nie wiedziałem od czego zacząć z resztą Hwaran wydawała się taka delikatna i krucha. Miałem obsesję, że zrobię coś źle. Jednak mała zaskoczyła mnie bardziej, niż myślałem. Mimo tego, że nic nie mówi, dawała mi nieme instrukcje co robić. A ma przecież dopiero pięć lat! To była kolejna rzecz, która mnie wewnętrznie przekonywała do tego, że to z pewnością moje dziecko. Potrafiłem zrozumieć wszystko, co starała się mi przekazać. Ubrałem ją, potem siebie i razem z Changhyunem zeszliśmy do jego samochodu. Usiadłem z małą z tyłu zapinając ją pasami bezpieczeństwa. W lewej rączce ściskała swojego króliczka, a drugą dłoń trzymała na swoim kolanie. Wyglądała uroczo i naprawdę była słodziutka. W kilka minut znaleźliśmy się pod prywatną kliniką, w której pracował nasz przyjaciel z czasów liceum. Doktor Ahn Daniel, który co trzecią sobotę spotyka się z nami i resztą, by powspominać stare czasy i porozmawiać o naszych aktualnych sprawach i życiu, które praktycznie każdy z nas toczy teraz osobno. Changhyun wyłączył silnik, a ja w tym czasie wyplątałem Hwaran z pasów i wziąłem na ręce.

Kiedy tylko weszliśmy do środka i zostaliśmy odesłani do Niel’a, mała widząc dziwność tego miejsca i czując specyficzny zapach, schowała twarz w zagłębieniu mojej szyi. Sparaliżowało mnie to na moment, zupełnie się nie spodziewałem tego, że będzie zdolna zrobić coś takiego. W końcu byłem dla niej kimś zupełnie obcym i nie do końca mogłem pojąć to, że nie płacze za mamą, a tym bardziej, że się mnie nie boi. Przecież powinna, nie byłem z nią od urodzenia, w sumie nigdy mnie przy niej nie było. Zrobiło mi się głupio i chyba coś na wzór przykrości? Smutku? Changhyun szarpnął mnie za ramię i wciągnął do gabinetu.
- Cześć! – rzucił radośnie witając się z Danielem, który również serdecznie nas przywitał. Nie ukrywał jednak zaskoczenia na mój widok. – No, a to właśnie powód naszej wizyty. – rzucił Ricky.
Niel przyjrzał się mi, a później małej. Wysłuchał skróconą wersję historii, którą opowiedział mu Chanhyun. Długo nad czymś myślał, po czym w końcu z uśmiechem powiedział, że na początek powinniśmy zrobić badanie DNA, a potem zajrzeć do laryngologa. Moim zdaniem lepszym wyjściem byłoby wykonanie tego na odwrót, bo bądź co bądź, ale mała ma pięć lat i może być zbyt wystraszona po pobraniu krwi. Jednak poddałem się i poszliśmy za radą Niel’a do laboratorium. Byłem w szoku, mała nawet się nie skrzywiła, wyniki miały być za trzy dni, jednak ze względu na Dr. Ahn zostaną nam przekazane jeszcze dziś wieczorem. Nie byłem przekonany do tego, by je w ogóle robić…

- Dzień dobry… - przemiła kobieta o rudych włosach pomachała mi i Hwaran, gdy tylko weszliśmy do jej gabinetu. – Jak się masz słoneczko? Wiesz kim ja jestem? Nazywam się Songhee i jestem lekarzem od takich małych dzieci, jak Ty. Czy taka śliczna księżniczka jak Ty, pozwoli mi obejrzeć swoje gardełko? – siedziałem z boku i przyglądałem się jak radośnie Hwaran reagowała na ciepłe słowa tej kobiety. Byłem zaskoczony, zazdrościłem jej sposobu w jaki rozmawiała z małą i jak lekko jej to przychodziło.
Hwaran pozwoliła posadzić się na specjalnym fotelu i uważnie słuchała tego, co mówiła do niej uprzejma lekarka. Jej oczka cieszyły się i reagowały migającymi iskierkami na zabawne historie opowiadane przez kobietę. To było niesamowite, ta mała jest niesamowita. Byłem przerażony tym, że miałbym zajmować się Hwaran. Przecież nie miałem o tym pojęcia, nie wiedziałem jak miałbym sobie z tym poradzić. Ale nie mogłem jej oddać do jakiejś placówki, nie potrafiłem nawet o tym myśleć.
- No to wszystko już wiadomo. – z mojej burzy myśli wyrwał mnie ciepły głos lekarki.
- To znaczy? – przełknąłem ślinę i spojrzałem nerwowo na kobietę.
- Mała ma mały problem z migdałkami. Przykleiły jej się do strun głosowych, co powodowało problemy z mówieniem. – słysząc to w dziwny sposób mi ulżyło. – Kiedy doktor Ahn przedstawił mi sprawę, byłam raczej przekonana, że to spowodowane jest jakimś stresem, który dziecko ciągle przeżywa, czy może jakaś trauma z wcześniejszych lat. Jednak kiedy zobaczyłam ją z Tobą w drzwiach i to jakim pogodnym jest dzieckiem, to od razu wiedziałam że problem jest o podłożu medycznym.
- To.. da się wyleczyć? – spytałem niepewnie i wziąłem mała na kolana. Ta od razu zaczęła bawić się wiszącym na mojej szyi naszyjnikiem. Widząc to pani doktor uśmiechnęła się czule i spojrzała na mnie.
- Oczywiście, wystarczy niewielki zabieg, który wyeliminuje problem. Myślę, że moglibyśmy go wykonać pod koniec tygodnia, mamy wolne miejsce. – uśmiechnęła się i zwróciła do małej – Słyszysz, Hwaran-si? Niedługo będziesz mogła mówić, cieszysz się? – Hwaran uśmiechnęła się promiennie i  klasnęła w dłonie. Poczułem jak coś we mnie drgnęło, a chwile później zalała mnie fala ciepła. Przycisnąłem małą do siebie, na co ona zareagowała zaskoczonym spojrzeniem. Uśmiechnęła się do mnie i oparła główkę na moim torsie.
- Czyli co teraz? – spytałem.
- Zaraz dam Ci dokumenty, wypełnisz to co potrzebne i jak ustalimy z Danielem dokładny termin zabiegu, to on na pewno da Ci znać. Ale będziesz musiał ją tutaj przywieźć dzień wcześniej, wieczorem.
- Rozumiem, myślę, że nie będzie z tym problemów.– przytaknęła tylko i uśmiechnęła się serdecznie. Już miałem wychodzić, ale uznałem, że warto zaryzykować. – Przepraszam, ale… - spojrzała na mnie z zaciekawieniem. – Masz świetny kontakt z dziećmi… A ja… Po prostu… No wiesz…
- Boisz się? – wyjęła mi to słowo prosto z ust. – To normalne. – wstała i wyszła zza biurka. Ominęła je i przysiadła na jego krawędzi – Żyłeś normalnie, a nagle jak grom z jasnego nieba spada na Ciebie obowiązek ojcostwa, o którym nawet nie miałeś pojęcia. – spojrzała na mnie z troską uśmiechając się blado. – Ale widać, że coś was łączy.
Uśmiechnąłem się, ukłoniłem i wyszedłem z Hwaran z gabinetu. Dołączyliśmy do czekającego przy kawiarence Ricky’ego i razem opuściliśmy klinikę. Wsiedliśmy do samochodu i pojechaliśmy do centrum kupić kilka potrzebnych… tak mi się wydawało, że są potrzebne, rzeczy dla małej. Zahaczyliśmy też o sklep z zabawkami i pozwoliłem Hwaran wybrać sobie jedną zabawkę. Wybrała dużego, pluszowego kangurka z dużymi brązowymi oczami. Wróciliśmy na parking i Changhyun zawiózł nas pod dom. Wysiedliśmy i jeszcze przez chwilę rozmawialiśmy.
- Dasz sobie radę? – spytał niepewnie i spojrzał na przysypiającą w moich ramionach małą.
- Muszę. Najwyżej będę dzwonić, mogę?
- Jasne! Dzwoń o każdej porze. – uśmiechnął się serdecznie.
- Ten dzień tak szybko minął… przeleciał jak piasek przez palce.. – mruknąłem w sumie bardziej do siebie. Pożegnaliśmy się i już miałem odchodzić, kiedy coś kazało mi się rozejrzeć. Dostrzegłem znajomą postać kierującą się w stronę metra. Na początku byłem przekonany, że mi się wydawało, ale kiedy zobaczyłem jej twarz byłem pewien w stu procentach. – Trzymaj! – podałem Changhyunowi małą i ruszyłem biegiem w stronę dziewczyny, która na mój widok wbiegła do metra. Dobiegłem kiedy drzwi były już zamknięte i metro ruszyło do przodu. Przez ułamek sekundy dzieliła nas tylko głupia szyba w drzwiach. Gdybym tylko potrafił szybciej biegać… Puściłem się biegiem w tę samą stronę, w którą odjechała. Jak głupi byłem pewien, że jakoś ją dogonię. Zrezygnowałem po przebiegnięciu jakichś dobrych kilku przystanków. Zrezygnowany złapałem taksówkę i wróciłem pod dom. Totalny ze mnie kretyn, zostawiłem Changhyuna z dzieckiem, a sam pobiegłem za metrem.

Kiedy przyjaciel zobaczył mnie jak wysiadam z taksówki podszedł z Hwaran na rękach i widać było jego zdenerwowanie.
- Oszalałeś? – warknął – Co to miało być?! – podał mi dziecko. – Co to było?
- Chyba… - zawahałem się przez chwilę. – Nic, już nie ważne. Wydawało mi się, przepraszam.
- Na pewno? – dopytywał – Wiesz, że możesz mi powiedzieć?
- Tak, wiem. Dziękuję, ale nie ma o czym mówić. Idę, bo mała jest zmęczona. Jeszcze raz dziękuję za wszystko.
- Ach! Byunghun! Wyniki! – machając mi kopertą podbiegł do mnie. Zamarłem. Przez chwilę nie oddychałem, tylko wpatrywałem się w biały kawałek papieru, z którego przeniosłem wzrok na Hwaran. Mała słodko spała z głową opartą na moim ramieniu. Mimowolnie uśmiechnąłem się i ponownie spojrzałem na kopertę.
- Nie chcę ich. – odparłem obojętnie.
- Co? – Ricky zamrugał nerwowo i próbował wcisnąć mi kopertę. Wziąłem ją w końcu i przedarłem ją na cztery części. – Co Ty robisz?! Przecież to były wyniki… - jęknął zdenerwowany.
- Nie chcę tych wyników, bo ona jest moją córką. Po prostu to czuję, nie potrzebny mi kawałek papierka, który będzie mi mówił czy ona nią jest czy nie. – Changhyun uśmiechnął się serdecznie, przytaknął i zniknął w samochodzie.

Zaraz po tym, jak weszliśmy do mieszkania, położyłem małą na łóżku w sypialni i usiadłem na jego brzegu. Westchnąłem i podałem jej pluszowego króliczka, o którym pisała Lena. Przykryłem Hwaran i z uśmiechem przyciemniłem światło
- Wygląda na to, że od dziś moje życie naprawdę stanie się inne… - szepnąłem pod nosem i sam umyłem się, przebrałem i poszedłem spać. Przede mną kolejny ciężki dzień, muszę dać radę…

niedziela, 6 kwietnia 2014

Save Her For Us

Tytuł: Save Her For Us
Zespół: Teen Top
Długość: Chaptered
Rodzaj: AU, Romance, Obyczaj


Prolog.


Bywają takie sytuacje w życiu, których zupełnie się nie spodziewamy. 
Spadają wtedy na nas obowiązki, na które nie jesteśmy gotowi. 
Wszystko zaczyna nas przerastać i zaczynamy gubić się w tym wszystkim, co nowe i nieznane. 
Jak poradzić sobie z czymś, o czym nie ma się bladego pojęcia?
Jak przezwyciężyć strach i wziąć się w garść?
Jak udowodnić, że uczucia, którymi darzymy ludźmi z naszego otoczenia jednak są szczere?

Nie wiem... a tak bardzo chciałbym znać na nie odpowiedzi.
Moja historia wtedy na pewno potoczyłaby się zupełnie inaczej...


Rozdział 1.




    Słoneczne promyki wpadały do sypialni przez krzywo zaciągnięte zasłony i niesfornie płatały mi figle biegając po mojej twarzy. Dręczyły moje zmęczone oczy i nie pozwalały spokojnie leżeć w puchowej, śnieżnobiałej pościeli. Musiałem wstać i zasłonić okno, jednak kiedy podniosłem swoje ospałe ciało z pościeli i dotknąłem gołymi stopami włochatego dywanu jakoś się ożywiłem widząc dopisującą dziś pogodę. Uśmiechnąłem się i zamiast zasłonić duże balkonowe okno, odsłoniłem je zupełnie i otworzyłem drzwi na oścież. Wciągnąłem powietrze nosem i z zamkniętymi oczami wystawiłem twarz do słońca. Postanowiłem nie marnować czasu, pospiesznie więc wyszykowałem się, ubrałem białą koszulę z ostro wyprasowanym kołnierzykiem, na szyi zawiązałem grafitowy krawat, a niesforne włosy poskromiłem odrobiną żelu. Na nos wsadziłem okulary, a na tyłek wsunąłem czarne, obcisłe spodnie. Marynarkę uszykowałem sobie na krześle w kuchni i gdy tylko spakowałem swoją aktówkę zabrałem się za zrobienie szybkiego śniadania. Wciągnąłem jajecznicę, której o mały włos nie przypaliłem i wypiłem małą, szybką kawę. Ubrałem marynarkę i łapiąc w wolną rękę kluczę od mieszkania ruszyłem ku wyjściu. Otworzyłem drzwi i prawie wywinąłem orła robiąc krok na przód.
- Co jest u licha?! – warknąłem. Moim oczom ukazała się mała dziewczynka. Włoski miała zaczesane w dwie wysokie kiteczki, była schludna, czysta i ogólnie bardzo zadbana. Ubrana była w  fioletowo-białą sukienkę, fioletowe sandałki i białe rajstopy. Na kitkach widniały dwie duże, fioletowe kokardki. Na plecy założony miała brązowy, skórzany plecaczek, a obok niej stała nieduża granatowa walizka. Zdębiałem. Patrzyłem na nią szeroko otwartymi oczami myśląc o niebieskich migdałach. Uniosła wzrok z moich stóp na moją twarz i popatrzyła na mnie niewinnie. Przypominała mi kogoś, jednak moja pamięć nie sięgała tak daleko… Miała jakieś cztery.. może pięć lat. Nagle wyciągnęła w moją stronę rączkę, co pozwoliło mi wybić się z transu. Podała mi białą kopertę, na której było pięknym kaligraficznym pismem napisane „Lee Byunghun”. Zamyśliłem się przez moment, po czym spojrzałem ponownie na dziewczynkę. Ta zamrugała kilka razy, po czym bez słowa wpakowała mi się do mieszkania. Chciałem coś powiedzieć, ale tak mnie zaskoczyła, że nie byłem w stanie spleść choćby słowa. Złapałem jej walizkę i wszedłem do środka za nią. W między czasie wysłałem Changhyunowi wiadomość tekstową, że spóźnię się na nasze spotkanie.

- Daj, pomogę Ci. – odstawiłem walizkę na podłogę i pomogłem jej usiąść na krześle przy stole w kuchni, z czym zupełnie nie mogła sobie poradzić. - Chcesz soczku? – spytałem niepewnie wpatrując się w nią. – Jabłkowy może być? – znów nie odpowiedziała, więc uznałem że nie będę pytać, tylko po prostu jej go dam. Postawiłem kubeczek przed nią i usiadłem naprzeciwko. Otworzyłem niepewnie kopertę, rozłożyłem pergaminową kartkę i zacząłem czytać…

„Drogi Byunghuni’e,
Wiem, że nie powinnam załatwiać tej sprawy w ten sposób. Jednak nie mam innego wyjścia, jestem zmuszona do tego, aby posunąć się do takich rzeczy. Przepraszam, że nie powiedziałam Ci wszystkiego wcześniej, ale niestety dopiero teraz dotarło do mnie, że zasługujesz na to, by znać prawdę.  Ta mała dziewczynka ma pięć lat. Nazywa się Choi Hwa Ran, nosi moje nazwisko.
To Twoja córka.”

Na te słowa prawie spadłem z krzesła. Poczułem jak krew uderzyła mi do głowy, a bicie własnego serca huczało mi w uszach. Spojrzałem przerażony na siedzącą przede mną małą dziewczynkę. Siedziała z rączkami pod pupą i machając nóżkami w przód i tył rozglądała się po mojej kuchni nadymając policzki. Wyglądała uroczo. Prosto ścięta grzywka wywijała się nieco na końcach, co tylko dodawało jej uroku. Ale to nie zmieniało faktu, że informacja, którą właśnie próbowałem przyswoić o mało nie przyprawiła mnie o zwał serca. Przełknąłem głośno ślinę i postanowiłem czytać dalej.

„Mała nie mówi, nie wiem jeszcze niestety dlaczego. Nie stać mnie było na to, aby lekarze dokładnie to zbadali. Przepraszam, że trzymałam ją w tajemnicy przed Tobą przez pięć lata. Wiem, że przeżyłeś szok. Ale to naprawdę Twoje dziecko… Wiem, że pamiętasz niesforną i gadatliwą uroczą Europejkę i piwnych oczach. Wiem, że pamiętasz to jak wybraliśmy się na Jeju i po romantycznej kolacji przy świecach na plaży zaniosłeś mnie do domku… Jest mi wstyd, że nie miałam odwagi przyjść do Ciebie i powiedzieć Ci wszystkiego wcześniej. Wstydzę się tego, że zamiast powiedzieć Ci o ciąży, to uciekłam jak tchórz…
Proszę, zaopiekuj się Hwaran. Jest mała, nie ma nikogo poza mną i Tobą. Moi rodzice nie żyją, a ja nie mogę teraz mieć jej pod swoją opieką. Wyjaśnię Ci wszystko za pół roku, przyjdę po nią. Ale musisz mi obiecać, że nigdy nie będziesz mnie szukać, tak będzie lepiej. 
Przepraszam, że zrzucam to na Twoją głowę, ale naprawdę nie mam kogo prosić o pomoc.. Mała ma wszystko, co potrzebne w walizce, a w plecaku swoje ulubione zabawki i poduszeczkę. Chodzi spać o dwudziestej, kolacje powinna zjeść przed dziewiętnastą. Obiad z reguły je coś po piętnastej, a śniadanie punkt dziewiąta. Drugie śniadanie powinna jadać między jedenastą a dwunastą. Nie zaśnie bez światła i swojego pluszowego jeżyka. Uwielbia kiedy czyta się jej przed snem bajkę. Nie znosi fasoli i zimnego mleka.
Byunghun, proszę. Zaopiekuj się naszą córeczką, ona teraz ma tylko Ciebie.  Wiem, że jestem samolubna, ale co mam zrobić? Naprawdę nie jestem w stanie zapewnić jej teraz opieki... Dlatego zostawiam ją Tobie. Nie każę Ci jej pokochać, ale chociaż ją toleruj… Odwdzięczę Ci się potem, obiecuję.
- Lena”

Zaniemówiłem. Zbyt wiele informacji na raz… Jestem ojcem? Od czterech lat mam córkę i nawet o tym nie wiem? To chyba jakiś żart. Ale to, co opisała… Ma rację, pamiętam to. Nie mógłbym tego zapomnieć.. Przegarnąłem dłonią włosy i wziąłem głęboki oddech. Dziewczynka spojrzała na mnie i zamrugała nerwowo. Wypuściłem powietrze i wstałem z miejsca. Podszedłem do jej krzesła, a ona obserwowała każdy mój ruch, nie odrywając ode mnie wzroku ani na moment. Przykucnąłem obok niej i patrzyłem na nią przez chwilę w milczeniu.
- Wiesz kim jestem? – spytałem, choć nie wiem po co, bo Lena napisała, że mała nie mówi. – Chyba jednak mi nie odpowiesz… - szepnąłem, na co mała złapała w swoją drobną dłoń mój palec wskazujący i go ścisnęła. Mimowolnie się uśmiechnąłem. Złapałem ją w pasie i podniosłem się razem z nią. Wziąłem ją na ręce, a ona patrzyła na mnie z pewnej odległości. Nagle do mojego mieszkania wpadł zdyszany Changhyun.
- Co Ty… - urwał w pół słowa i znieruchomiał stając w drzwiach. – Co to ma być? – spytał wreszcie i wszedł do środka zamykając za sobą drzwi. – Co to za dziecko?
- Chyba mam problem… - jęknąłem. Spojrzał na mnie pytająco. – Wychodzi na to, że to moja córka…