piątek, 27 czerwca 2014

Pearl Evil.

Tytuł: Pearl Evil
Zespół: EXO


   Wiesz jak to jest, kiedy w Twojej głowie roi się od chorych myśli? Od wizji, które powodują, że wijesz się jak larwa nie wiedząc co masz z sobą zrobić? Ile razy usłyszałaś od obcych ludzi, że jesteś obłąkana? Widziałaś kiedyś na oczy mieszkanie obłąkanej osoby? A co jeśli powiem Ci, że siedzi we mnie demon? Twój najgorszy koszmar, który pragnie zgładzić Cię w poetycki sposób… Co jeśli powiem Ci, że nie panuję nad tym i chociaż tego nie chcę, on robi ze mną co chce? Co jeśli powiem Ci, że każda sekunda Twojego życia była idealnie zaplanowana tylko po to, abyś wpadła w moje sidła? Nadal będziesz kochać mnie całym sercem gdy powiem Ci, że za cztery dni, podczas naszej podróży poślubnej mam w planach obezwładnienie Cię i z rozkoszną przyjemnością wbić w Ciebie ostrze noża dokładnie dwadzieścia dwa razy? Nie jesteś w stanie dać mi szczęścia w inny sposób, nie zaspokoisz mnie. Moje życie składa się z morderstw. Bez nich nie potrafię funkcjonować. 


*

Proszę, nie patrz tak na mnie… Kocham Cię z całego serca, mówię to szczerze. Jednak nie potrafię tego powstrzymać, choć bardzo chcę. Kochanie, umrę chyba z rozpaczy, kiedy dotrze do mnie co zrobiłem. Jednak teraz, w zupełności mnie to nie rusza. Jestem świadomy, ale obojętny. To dla mnie prosty schemat. Zwabiam ofiarę, pozbawiam ją życia po to, aby samemu móc przeżyć.
Wbijam nóż w Twój brzuch, czuję ciepły płyn plamiący ubrania i pościel, to krew. Czuję jej słodki zapach, słyszę przyspieszone bicie Twojego zlęknionego serca. Szumi mi w głowie, na usta wkrada się szyderczy uśmiech, pełen zadowolenia. Oczy błyszczą się wpatrując w srebrne ostrze. Wyciągam je po to, aby wbić je ponownie, obok, tworząc kolejną dziurę w Twoim delikatnym ciele.
Czujesz to kochanie? Czujesz tą błogość, która nas ogarnia? Jakbyśmy nagle stali się wolni, zaczęli żyć bez ograniczeń. Czujesz to spełnienie? Tą rozkosz i radość przepełniającą wnętrze?
Nagle łapię za Twoją szyję i z coraz większym przypływem adrenaliny i ekscytacji zaciskam dłoń wokół niej coraz mocniej. Kochanie, czujesz tą niezwykłą utratę tchu? To jak powoli brakuje Ci powietrza, jak Twoje płuca zaciskają się usilnie szukając choćby odrobiny tlenu. Dławisz się, dusisz. Wijesz licząc na to, że jakimś cudem uda Ci się wydostać z sideł potwora, jakim jest Twój mąż.

*

- Pamiętam, że z osłupienia w jakie popadłam po zobaczeniu tej rzeźni wybudził mnie przeraźliwy wrzask, który on z siebie wydał. Tak, jakby krzyczał z rozpaczy nad tym, co sam przed chwilą zrobił.  Gdy wydał z siebie ostatni dźwięk wyprostował się lekko, spojrzał prosto na mnie. Jego oczy były jakby nieobecne i pełne dzikości. Był półnagi i uśmiechnął się wtedy blado. Pochylając się w przód opadł na zakrwawioną pościel i zemdlał.
- O mój Boże! I co zrobiłaś?
- Nic. Stałam tam i wpatrywałam się w to wszystko. Analizowałam każdy szczegół, który byłam w stanie dostrzec, a gdy w końcu byłam w stanie się ruszyć… weszłam do środka.
- Oszalałaś! Naprawdę tam weszłaś?! – jęknęła w przerażeniu.
- A co miałam zrobić? Odejść?
- Nie! Zadzwonić po policję, karetkę, cokolwiek!
- Kiedy ja chciałam go mieć tylko dla siebie.. – dodałam ciszej spuszczając wzrok.
- I co? Udało Ci się? – parsknęła.
- Owszem, jest mój. Trzymam go w domu.
- Wariatka! Jesteś tak samo szalona jak on! – Na te słowa uśmiechnęłam się blado. Machnęła na mnie ręką i odeszła dodając, że odezwie się później. Wróciłam do domu.

czwartek, 5 czerwca 2014

Parade.

Tytuł: Parade

04-05/06/2014
Chciałabym zmienić moje życie, zobaczyć je w kolorach, poznać je i zrozumieć ich znaczenie i zastosowanie. Chcę nauczyć się spontanicznie decydować w sprawach, które są naprawdę ważne. nie tylko w chwilach, kiedy muszę zdecydować, czy jadę na jakieś spotkanie czy nie, czy urwę się z wykładów i potem będę martwić się problemami czy nie. Chciałabym trafić do jego serca. odnaleźć do niego drogę i usunąć z niej wszystkie nierówności i chwasty, które ja zarastają. wypełnić każdą dziurę i rozpęknięcie jakie pojawiło się na jej sklepieniu i zostawić na niej porządek, ale muszę się ogarnąć...
Jedyną osobą z jaką teraz rozmawiam jest Remi… do innych się nie odzywam.. nie wiem dlaczego, to dla mnie kłopotliwe? Przyjaciółki wypytywały by mnie jak sie czuje, co sie dzieje, czy wszystko w porządku. a ja po prostu ostatnio jestem... nieczuła. obojetna...
Oddalam sie od niektórych rzecz i zastanawiam sie, czy tylko chwilowo, czy naprawde juz tak zostanie. nagle wszystko nabrało dla mnie zupelnie innego znaczenia. wszystko jest czarne albo białe. Haha. Zupełnie jak on..
"Chcesz pójść? Czy nie chcesz pójść? Które?" albo " To wsiadasz? Czy nie wsiadasz? Które?” Lubię takie momenty, otwierają mój umysł.

Dlaczego zmieniłam swoje spojrzenie na świat? Sama nie wiem.. chyba tak po prostu.. zaczęłam patrzeć inaczej na to wszystko… może to z jego powodu ? nie mam pojęcia..

Zobacz.. świat składa się z róznych historii. każda z nich dotyczy innego rodzaju spraw i sytuacji, róznych ludzi. w zaleznosci od tego, co sie dzieje w ich zyciu sa oni albo bardziej powazni, albo lekkomyślni i dziecinni. zalezy to tez od tego, jakie mieli dziecinstwo i jak byly wychowywani. jakie mieli warunki i środowisko jakie ich otaczało... jednak większość ludzi jest osobami typu...

1) „życie to tylko gra. im więcej w nim wygram, tym lepiej będę się czuć.” Całe życie okłamują wszystkich dookoła tylko po to, aby wygrzać sobie pozycje, ustatkować się i móc mieć to, czego pragną.

2) drugi typ osób to te, które są ciche i dają sobą pomiatać przez tych, którzy potrafią sie odezwać i wywalczyć to co swoje. są potulne i mało mają w świecie do powiedzenia. ich życie jest raczej monotonne. chcieliby je zmienić, ale są zbyt przytłoczeni samym sobą, aby cokolwiek w nim zmienić.

3) trzeci typ, ostatni, to osoby posiadające maski. ich życie nie jest kolorowe, czasami zdarzają się lepsze dni, jednak to nie to, gdyż szczęście jest chwilą ulotną. zniknie zanim sie zorientujesz, że do Ciebie przyleciało.

Maja dość spory bagaż doświadczeń w różnych sprawach. Jedni w sprawach szkolnych, inni w sprawach miłosnych, jeszcze inni w sprawach zawodowych czy międzyludzkich, a jeszcze inni ciągną za sobą różnego rodzaju porażki w każdej z tych dziedzin.

Z reguły te osoby są zdane tylko na siebie, a bliscy nie starają się choćby zauważyć, że ta osoba ma z czymś problem, czy trudność. I mimo wszystko, ta ostatnia grupa okazuje się być najbardziej niesamowitą z tych wszystkich. Jest ona poskładana z różnego rodzaju... puzzli? nie wiem jak to określić. o, może warstw. Składają się z różnych warstw i każda z tych warstw odpowiedzialna jest za coś. Dzięki temu, że ciężko pracują, osoba należąca do tego typu ludzi mimo tego, że wiele poświęciła i straciła masę czasu, aby wyuczyć się tego, jak kontrolować swoje emocje i uczucia, okazuje się być najbardziej odporna na wszystko i potrafi analizować sytuacje i ludzi na wskroś.
Jest silniejsza psychicznie od wielu innych razem wziętych, nie ważne co by się działo, jak przykre i chwytające za serce rzeczy miałyby miejsce, one zawsze po prostu są niewzruszone. Mimo tego, że wewnątrz czują, że to co się dzieje sprawia im ból, to i tak nic to nie zmienia. Potrafią być opanowane i spokojne w momentach, w których inni dawno by panikowali. Znają każdy zakamarek swojej duszy, swojego wnętrza. Wiedzą co chronić przed uderzeniem, aby to nie odbiło się na nich i nie sprawiło, że upadną. Wiedzą co muszą w sobie poruszyć by wszystko wyglądało jak należy, realistycznie, kiedy jest to potrzebne. Wiedzą co unieruchomić, aby uniknąć niechcianych „efektów ubocznych”.

Do tego okazuje się, ze ta osoba jest najlepszym... kameleonem społecznym. Jest postrzegana za osobę pełną energii i radości za każdym razem gdy jest gdzieś widziana. Ludzi z zewnątrz zaskakuje to, że takie osoby wciąż są uśmiechnięte i radosne. Beztroskie i często dziecinne.
Postrzeganie ich z zewnątrz w ten sposób wygląda tak dlatego, że nie potrafią pokazać swoich prawdziwych emocji, swojego prawdziwego ja. Może źle to ujęłam. Nie że nie potrafią, tylko po prostu nie chcą. Wyuczyły się danych zachowań i reakcji, dzięki czemu zawsze potrafią dopasować się do otoczenia. Dlatego, że ludzie postrzegają ją jako osobę bez problemów, więc kiedy nagle ona pęka i nie daje sobie z czymś rady, bo to ją przerasta, wtedy dla osób z zewnątrz ona po prostu nie ma prawa tak się zachowywać. coś w stylu: "jakim prawem ona nie ma humoru i czasu ani ochoty aby mnie wysłuchać?!" Przez to, bardzo często ludzie z jej otoczenia biorą ją za egoistę, bo zamiast wysłuchać problemów przyjaciół ona woli skupiać się na sobie. żadna z tych osób nie pomyśli, że tej osobie przydałaby się pomoc, może chwila milczenia i ramie, które by ją otuliło w ciężkich chwilach. A tak naprawdę ta osoba nigdy nie była egoistyczna. Robiła to wszystko dla innych, aby nie musieli zaprzątać sobie nią głowy, by zawsze mogli na nią liczyć, bo swoje problemy zostawia dla siebie, na koniec, a ich bierze zawsze na pierwszy ogień.
Dlatego tak naprawdę to najgorsza ze wszystkich grup. Bo taka osoba jest nieustannie postrzegana za radosną i beztroską, więc po prostu to nie możliwe w oczach innych, aby coś było u niej nie tak.

Ludzi mogłabym podzielić ze względu na jeszcze jedną sprawę. Otóż…
Są cztery typy ludzi. Ci, którzy nigdy nie wsiądą do złego autobusu.
Ci, którzy zawsze będą wsiadać do złego autobusu.
Ci, którzy wsiedliby do złego autobusu, ale zazwyczaj zmieniają go na ten właściwy.
I ostatni to Ci, którzy kontynuują swoją podróż nawet jeśli wiedzą, że są w złym autobusie.

Wydaje mi się, że ten podział idealnie określa osoby żyjące na tym świecie. Wiele osób kalkuluje wszystko, długo zastanawia się nad tym, co powinien zrobić, czy to jest potrzebne, użyteczne. Niewielu jest tych, którzy myślą o tym co chcą zrobić, a ich decyzje są spontaniczne i zazwyczaj odkładają zmartwienia na później.
Wielu z nas po prostu mimo gigantycznego bagażu porażek jaki za sobą niesie nadal popełnia ten sam błąd i bezustannie wsiada do niewłaściwego autobusu. Wie, że jeśli będzie nim jechać to nie dotrze tam, gdzie by chciał. Mimo to wciąż w nim jest i nie zamierza się przesiąść. Jakby w takich chwilach większość z nas wyłączała swój zdrowy rozsądek.

Jednak istnieją też rzeczy, które po prostu uniemożliwiają nam zmianę. Przyciągają nas jak magnez, a my wtedy przestajemy myśleć o tym, że jeśli nie wysiądziemy i nie przejdziemy do właściwego autobusu to później możemy cierpieć. Po prostu trwamy w tym dalej nie myśląc o konsekwencjach. Można rzec, że w pewnym sensie jesteśmy wtedy samolubni. Mogę to przedstawić na przykładzie zakochanej po uszy dziewczyny.
Nie jest dla niej ważne, że chłopak, którego darzy uczuciem ma przyklejoną metkę kobieciarza, dupka czy największego kłamczucha pod słońcem. Dla niej on ma w sobie coś intrygującego. Coś, co ją przyciąga i zamyka jej oczy i uszy na wszystko co dzieje się dookoła. Przez to ona brnie dalej w coś, z czego później nie będzie bezbolesnego powrotu. Kiedy zostaje zraniona i rozerwana na kawałeczki, gdy zdaje sobie sprawę z tego, że została wykorzystana, to jednak wciąż patrząc na niego jej serce bije równie mocno jak wcześniej. Gdy po pewnym czasie ma znów okazję, aby zacząć to na nowo, to robi to bez wahania. Jest wtedy na tyle samolubna, że chce być przy nim, chce być z nim wiedząc o tym, że on jej nie kocha. Jest ona mu potrzebna tylko tymczasowo, dopóki on ma w tym jakiś interes. Mimo to ona chce być przez niego poruszona, gdzieś głęboko. Chce odkryć co kryje się za tym wymijającym spojrzeniem i delikatnym, stłumionym uśmiechem. Chce odnaleźć drogę do jego serca wiedząc, że to i tak nie możliwe.


Jak to jest, że mimo świadomości tego, że się oddalimy od miejsca docelowego, to i tak dalej siedzimy w złym autobusie i jesteśmy gdzieś w swoim wnętrzu świadomi, że tak będzie już zawsze..?