Tytuł: Parade
04-05/06/2014
Chciałabym zmienić
moje życie, zobaczyć je w kolorach, poznać je i zrozumieć ich znaczenie i
zastosowanie. Chcę nauczyć się spontanicznie decydować w sprawach, które
są naprawdę ważne. nie tylko w chwilach, kiedy muszę zdecydować, czy jadę na
jakieś spotkanie czy nie, czy urwę się z wykładów i potem będę martwić się problemami czy nie. Chciałabym trafić
do jego serca. odnaleźć do niego drogę i usunąć z niej wszystkie nierówności i
chwasty, które ja zarastają. wypełnić każdą dziurę i rozpęknięcie jakie pojawiło
się na jej sklepieniu i zostawić na niej porządek, ale muszę się ogarnąć...
Jedyną osobą z jaką
teraz rozmawiam jest Remi… do innych się nie odzywam.. nie wiem dlaczego, to
dla mnie kłopotliwe? Przyjaciółki wypytywały by mnie jak sie czuje, co sie
dzieje, czy wszystko w porządku. a ja po prostu ostatnio jestem... nieczuła. obojetna...
Oddalam sie od niektórych rzecz i zastanawiam sie, czy tylko chwilowo, czy naprawde juz tak zostanie. nagle wszystko nabrało dla mnie zupelnie innego znaczenia. wszystko jest czarne albo białe. Haha. Zupełnie jak on.. "Chcesz pójść? Czy nie chcesz pójść? Które?" albo " To wsiadasz? Czy nie wsiadasz? Które?” Lubię takie momenty, otwierają mój umysł.
Oddalam sie od niektórych rzecz i zastanawiam sie, czy tylko chwilowo, czy naprawde juz tak zostanie. nagle wszystko nabrało dla mnie zupelnie innego znaczenia. wszystko jest czarne albo białe. Haha. Zupełnie jak on.. "Chcesz pójść? Czy nie chcesz pójść? Które?" albo " To wsiadasz? Czy nie wsiadasz? Które?” Lubię takie momenty, otwierają mój umysł.
Dlaczego zmieniłam swoje
spojrzenie na świat? Sama nie wiem.. chyba tak po prostu.. zaczęłam patrzeć
inaczej na to wszystko… może to z jego powodu ? nie mam pojęcia..
Zobacz.. świat składa się z róznych historii. każda z nich dotyczy innego
rodzaju spraw i sytuacji, róznych ludzi. w zaleznosci od tego, co sie dzieje w
ich zyciu sa oni albo bardziej powazni, albo lekkomyślni i dziecinni. zalezy to
tez od tego, jakie mieli dziecinstwo i jak byly wychowywani. jakie mieli
warunki i środowisko jakie ich otaczało... jednak większość ludzi jest osobami
typu...
1) „życie to tylko gra. im więcej w nim wygram, tym lepiej będę się czuć.”
Całe życie okłamują wszystkich dookoła tylko po to, aby wygrzać sobie pozycje,
ustatkować się i móc mieć to, czego pragną.
2) drugi typ osób to te, które są ciche i dają sobą pomiatać przez tych,
którzy potrafią sie odezwać i wywalczyć to co swoje. są potulne i mało mają w
świecie do powiedzenia. ich życie jest raczej monotonne. chcieliby je zmienić,
ale są zbyt przytłoczeni samym sobą, aby cokolwiek w nim zmienić.
3) trzeci typ, ostatni, to osoby posiadające maski. ich życie nie jest
kolorowe, czasami zdarzają się lepsze dni, jednak to nie to, gdyż szczęście
jest chwilą ulotną. zniknie zanim sie zorientujesz, że do Ciebie przyleciało.
Maja dość spory bagaż doświadczeń w różnych sprawach. Jedni w sprawach szkolnych, inni w sprawach miłosnych, jeszcze inni w sprawach zawodowych czy międzyludzkich, a jeszcze inni ciągną za sobą różnego rodzaju porażki w każdej z tych dziedzin.
Z reguły te osoby są zdane tylko na siebie, a bliscy nie starają się choćby
zauważyć, że ta osoba ma z czymś problem, czy trudność. I mimo wszystko, ta
ostatnia grupa okazuje się być najbardziej niesamowitą z tych wszystkich. Jest
ona poskładana z różnego rodzaju... puzzli? nie wiem jak to określić. o, może
warstw. Składają się z różnych warstw i każda z tych warstw odpowiedzialna jest
za coś. Dzięki temu, że ciężko pracują, osoba należąca do tego typu ludzi mimo
tego, że wiele poświęciła i straciła masę czasu, aby wyuczyć się tego, jak
kontrolować swoje emocje i uczucia, okazuje się być najbardziej odporna na
wszystko i potrafi analizować sytuacje i ludzi na wskroś.
Jest silniejsza
psychicznie od wielu innych razem wziętych, nie ważne co by się działo,
jak przykre i chwytające za serce rzeczy miałyby miejsce, one zawsze po prostu
są niewzruszone. Mimo tego, że wewnątrz czują, że to co się dzieje sprawia im
ból, to i tak nic to nie zmienia. Potrafią być opanowane i spokojne w
momentach, w których inni dawno by panikowali. Znają każdy zakamarek swojej
duszy, swojego wnętrza. Wiedzą co chronić przed uderzeniem, aby to nie odbiło
się na nich i nie sprawiło, że upadną. Wiedzą co muszą w sobie poruszyć by
wszystko wyglądało jak należy, realistycznie, kiedy jest to potrzebne. Wiedzą
co unieruchomić, aby uniknąć niechcianych „efektów ubocznych”.
Do tego okazuje się, ze ta osoba jest najlepszym... kameleonem społecznym. Jest postrzegana za osobę pełną energii i radości za każdym razem gdy jest gdzieś widziana. Ludzi z zewnątrz zaskakuje to, że takie osoby wciąż są uśmiechnięte i radosne. Beztroskie i często dziecinne.
Postrzeganie ich z zewnątrz w ten sposób wygląda tak dlatego, że nie
potrafią pokazać swoich prawdziwych emocji, swojego prawdziwego ja. Może źle to
ujęłam. Nie że nie potrafią, tylko po prostu nie chcą. Wyuczyły się danych
zachowań i reakcji, dzięki czemu zawsze potrafią dopasować się do otoczenia. Dlatego,
że ludzie postrzegają ją jako osobę bez problemów, więc kiedy nagle ona pęka i
nie daje sobie z czymś rady, bo to ją przerasta, wtedy dla osób z zewnątrz ona
po prostu nie ma prawa tak się zachowywać. coś w stylu: "jakim prawem ona
nie ma humoru i czasu ani ochoty aby mnie wysłuchać?!" Przez to, bardzo często
ludzie z jej otoczenia biorą ją za egoistę, bo zamiast wysłuchać problemów
przyjaciół ona woli skupiać się na sobie. żadna z tych osób nie pomyśli, że tej
osobie przydałaby się pomoc, może chwila milczenia i ramie, które by ją otuliło
w ciężkich chwilach. A tak naprawdę ta osoba nigdy nie była egoistyczna. Robiła to wszystko dla
innych, aby nie musieli zaprzątać sobie nią głowy, by zawsze mogli na nią
liczyć, bo swoje problemy zostawia dla siebie, na koniec, a ich bierze zawsze
na pierwszy ogień.
Dlatego tak naprawdę
to najgorsza ze wszystkich grup. Bo taka osoba jest nieustannie postrzegana za
radosną i beztroską, więc po prostu to nie możliwe w oczach innych, aby coś
było u niej nie tak.
Ludzi mogłabym
podzielić ze względu na jeszcze jedną sprawę. Otóż…
Są cztery typy ludzi.
Ci, którzy nigdy nie wsiądą do złego autobusu.
Ci, którzy zawsze będą wsiadać do złego autobusu.
Ci, którzy wsiedliby do złego autobusu, ale zazwyczaj zmieniają go na ten właściwy.
I ostatni to Ci, którzy kontynuują swoją podróż nawet jeśli wiedzą, że są w złym autobusie.
Ci, którzy zawsze będą wsiadać do złego autobusu.
Ci, którzy wsiedliby do złego autobusu, ale zazwyczaj zmieniają go na ten właściwy.
I ostatni to Ci, którzy kontynuują swoją podróż nawet jeśli wiedzą, że są w złym autobusie.
Wydaje mi się, że ten
podział idealnie określa osoby żyjące na tym świecie. Wiele osób kalkuluje
wszystko, długo zastanawia się nad tym, co powinien zrobić, czy to jest
potrzebne, użyteczne. Niewielu jest tych, którzy myślą o tym co chcą zrobić, a
ich decyzje są spontaniczne i zazwyczaj odkładają zmartwienia na później.
Wielu z nas po prostu
mimo gigantycznego bagażu porażek jaki za sobą niesie nadal popełnia ten sam
błąd i bezustannie wsiada do niewłaściwego autobusu. Wie, że jeśli będzie nim
jechać to nie dotrze tam, gdzie by chciał. Mimo to wciąż w nim jest i nie
zamierza się przesiąść. Jakby w takich chwilach większość z nas wyłączała swój
zdrowy rozsądek.
Jednak istnieją też
rzeczy, które po prostu uniemożliwiają nam zmianę. Przyciągają nas jak magnez,
a my wtedy przestajemy myśleć o tym, że jeśli nie wysiądziemy i nie przejdziemy
do właściwego autobusu to później możemy cierpieć. Po prostu trwamy w tym dalej
nie myśląc o konsekwencjach. Można rzec, że w pewnym sensie jesteśmy wtedy
samolubni. Mogę to przedstawić na przykładzie zakochanej po uszy dziewczyny.
Nie jest dla niej
ważne, że chłopak, którego darzy uczuciem ma przyklejoną metkę kobieciarza,
dupka czy największego kłamczucha pod słońcem. Dla niej on ma w sobie coś
intrygującego. Coś, co ją przyciąga i zamyka jej oczy i uszy na wszystko co
dzieje się dookoła. Przez to ona brnie dalej w coś, z czego później nie będzie
bezbolesnego powrotu. Kiedy zostaje zraniona i rozerwana na kawałeczki, gdy
zdaje sobie sprawę z tego, że została wykorzystana, to jednak wciąż patrząc na
niego jej serce bije równie mocno jak wcześniej. Gdy po pewnym czasie ma znów
okazję, aby zacząć to na nowo, to robi to bez wahania. Jest wtedy na tyle
samolubna, że chce być przy nim, chce być z nim wiedząc o tym, że on jej nie
kocha. Jest ona mu potrzebna tylko tymczasowo, dopóki on ma w tym jakiś
interes. Mimo to ona chce być przez niego poruszona, gdzieś głęboko. Chce
odkryć co kryje się za tym wymijającym spojrzeniem i delikatnym, stłumionym
uśmiechem. Chce odnaleźć drogę do jego serca wiedząc, że to i tak nie możliwe.
Jak to jest, że mimo świadomości
tego, że się oddalimy od miejsca docelowego, to i tak dalej siedzimy w złym
autobusie i jesteśmy gdzieś w swoim wnętrzu świadomi, że tak będzie już zawsze..?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz