sobota, 20 kwietnia 2013

Phoenix.


Tytuł: Phoenix.
Paring: LayHun
Długość: One Shot.
Rodzaj: Romance
Rating: G






Stanął przed wielkim lustrem zajmującym praktycznie całą wschodnią ścianę ogromnej sali, w której się znajdował. Strzelił kostkami w palcach, przekrzywił głowę na prawo i lewo i włączył muzykę.
- 5…6…7..8… obrót! – szepnął, po czym co upadł. – cholera! – warknął pod nosem i uderzył pięścią w parkiet. Zacisnął powieki, przygryzł dolną wargę i złapał się za głowę. – Dam radę… - wyszeptał przez zaciśnięte zęby i zaczął się podnosić. Na to drzwi sali otworzyły się, a w nich stanął chłopak w bladoróżowych włosach z odcieniami blondu. Miał na ramieniu torbę, w lewej ręce trzymał telefon, a w prawej dwie kawy na wynos z jego ulubionej kawiarni. Widząc męczącego się szatyna pośpiesznie odstawił kawę na ławkę, zostawił torbę na podłodze i podbiegł do niego pomagając mu wstać.
- Prosiłem Cię przecież, żebyś uważał… - westchnął. – Przyniosłem Ci kawę, chodź.
- Dziękuję… - odparł i usiadł biorąc papierowy kubek do ręki. Pociągnął łyk i spojrzał na towarzysza.
- Obiecałeś, że dasz sobie na razie spokój… - szepnął niemrawo. – Kiedy dostałem Twojego SMS-a… Lay obiecałeś. – rzucił w końcu z wyrzutem.
- Wiem, ale nie mogę tak po prostu siedzieć z założonymi rękoma! – oburzył się. – Jeśli nie będę próbował, to nigdy mi się to nie uda.
- Ale czy Ty nie rozumiesz tego, że jeśli nadwyrężysz nogę, to może być jeszcze gorzej? – jęknął. – To już nie jest zabawa, Yi Xing… To poważna sprawa.
- Przecież wiem. – dopił kawę. – Dzięki za kawę. – wstał i poszedł na środek sali. Spojrzał znacząco na jasnowłosego, który przygaszony bezradnością wciąż wpatrywał się w pusty kubeczek stojący na parapecie. – Nie żebym Cię poganiał… Ale w pracy nie będą Cię szukać? – mruknął Yi Xing i włączył muzykę zagłuszając wszystko dookoła. Tym samym uniemożliwił sobie usłyszenie głosu przyjaciela.
Widząc ignorującego go Lay'a wstał, wziął swoją torbę i wyszedł ze spuszczoną głową. Y Xing zatrzymał się, jego dłonie bezwładnie opadały wzdłuż ciała, a on wpatrywał się w lustrze w miejsce, w którym zniknął chłopak. Miał ochotę za nim wybiec ale… Co by mu powiedział? Poza tym, czuł się w jego obecności dziwnie. Nie potrafił tego logicznie wytłumaczyć, ale obecność Sehuna sprawiała, że serce chłopaka mocniej biło, a on zaczynał zachowywać się dziwnie. Wcale nie chciał sprawiać mu przykrości, ranić go… Jednakże za każdym razem, im bardziej się starał, tym bardziej mu nie wychodziło. Był na siebie wściekły. Wyłączył muzykę, wziął ręcznik i poszedł wziąć prysznic.

Przekręcił klucz w drzwiach i powoli pchnął dębowe drzwi, które otworzyły się na oścież. Wziął głęboki wdech i wszedł do środka. Odstawił swoją torbę z treningu pod ścianą, zdjął buty, czerwony szalik odwiesił na wieszak razem z czarną bluzą. Torbę przewiesił sobie przez ramię i ruszył w stronę schodów, rozglądając się dookoła. Nagle usłyszał dźwięk tłuczonego szkła dochodzącego z kuchni i głośne syknięcie. Spojrzał na kuchenne drzwi, odrzucił torbę na bok i pobiegł w tamtą stronę.
Stanął w drzwiach kuchni i rozejrzał się dookoła. Pusto? – pomyślał. – Nie możliwe… Nagle dostrzegł wyłaniający się zza stołu czubek głowy Sehuna.
- Hunnie, wszystko w porządku? – spytał kierując kroki w jego stronę.
- Och, tak, tak. Wróciłeś. – chłopak zbierający resztki potłuczonego talerza z podłogi spojrzał na Lay’a z nadzieją w oczach. – Au! – krzyknął po chwili. Upuścił szklane fragmenty ponownie na podłogę i złapał się automatycznie za lewą dłoń, z której po chwili zaczęły kapać kropelki krwi. Yi Xing widząc to rzucił się na kolana i delikatnie wziął zranioną dłoń przyjaciela i zaczął oglądać.
- Chodź – szepnął spokojnie – trzeba to przemyć i opatrzyć.
Pomógł młodszemu wstać i zabrał go do łazienki, gdzie wyjął apteczkę i udali się do jadalni. Usiedli obok siebie przy stole, Lay wyjął wodę utlenioną i gaziki. Zamoczył jeden z nich i spojrzał czule na Sehuna.
- Wytrzymasz? – uśmiechnął się delikatnie, na co jasnowłosy tylko przytaknął i spojrzał w drugą stronę. Yi Xing delikatnie zaczął przemywać ranę czując, jak za każdym zetknięciem gazika z raną, zamoczonego w wodzie utlenionej, Sehun napina mięśnie. Spojrzał na jego twarz kątem oka i widząc jak jego przyjaciel zaciska powieki odsunął gazik od rany i zaczął na nią delikatnie dmuchać. Jasnowłosy czując to otworzył oczy i spojrzał w jego stronę. Przyglądał się jeszcze przez chwilę poczynaniom starszego i wreszcie się rozluźnił. Lay wyprostował się i sięgnął po bandaż, który chwile później ostrożnie wiązał na dłoni Sehuna.
- Gotowe. – uśmiechnął się i pogładził go po ramieniu. – Musisz bardziej uważać, szkoło jest niebezpieczne i łatwo rani Twoje delikatne dłonie… - sam nie wiedział dlaczego powiedział to na głos. Zmarszczył brwi i odchrząknął. – Idę pod prysznic. – wstał i zniknął za drzwiami. Oparł się o ścianę i zaczął szybciej oddychać.
- Co ja robię… - mruknął pod nosem i poszedł schodami na górę. Napuścił wodę do wanny, zrzucił z siebie ciuchy i wszedł do wody. Zamknął oczy i wsłuchiwał się w panującą w domu ciszę. Nie ważne, że brał prysznic po treningu, potrzebował tej kąpieli. Leżał tak jeszcze przez chwilę mocząc swoje zmęczone ciało…. Wyszedł z wody, ubrał się i poszedł pod drzwi chłopaka. Stał przed nimi jeszcze przez chwilę wpatrując się tempo w klamkę. W końcu westchnął i poszedł do siebie. Rzucił się na łóżko i włączył telewizor. Obejrzał jakiś denny film i poszedł spać w nadziei, że jutro będzie lepszy dzień.

Rano wstał wcześniej, niż zwykle. Pospiesznie uszykował się, wciągnął śniadanie, zabrał ręcznik, wodę do picia, strój na przebranie i zostawił Sehunowi kartkę na stoliku w kuchni.
„ Wiesz gdzie jestem. Przyjdź po pracy, pójdziemy razem na obiad. – Yi Xing.”
Wyszedł z domu, a jego oczy natychmiast zostały porażone ciepłymi promieniami porannego słońca, cofnął się do domu po okulary przeciwsłoneczne i ruszył w stronę sali treningowej. Przysiągł sobie, że nie da za wygraną. I miał zamiar dotrzymać tej obietnicy bez względu na wszystko.
- 2…3…4…obrót! – na te słowa zrobił obrót na jednej nodze i stanął w poprzedniej pozycji. Wpatrywał się w swoje spocone ciało i zmarnowane, lustrzane odbicie. – Udało się. – szepnął. – Udało się! – zaśmiał się i zaczął tańczyć dalej. Kiedy zatańczył układ w całości, zrobił chwilę przerwy i położył się na środku sali wpatrując się w sufit.
- Lay! – usłyszał nagle przerażony głos Sehuna, który biegł w jego stronę. Yi Xing uniósł głowę i spojrzał na niego pytająco. – Wszystko w porządku?! – młodszy podbiegł do niego z przejęciem i uklęknął przy nim.
- W jak najlepszym! – odpowiedział i obdarzył jasnowłosego szczerym uśmiechem. Ten spojrzał na niego podejrzliwie i również się uśmiechnął. – Usiądź tam – nakazał mu wskazując ławkę pod ścianą. – I patrz.
Lay włączył muzykę i zaczął tańczyć. Był zmęczony, ale był tak szczęśliwy, że nie miał nawet czasu na odpoczynek. Tańczył w rytm muzyki, czując ją każdą, najdrobniejszą częścią ciała. Robił to płynnie i energicznie. Co jakiś czas widząc kątem oka obserwującego go Sehuna. Uśmiechnął się radośnie robiąc dodatkowe dwa obroty i tym akcentem zakończył układ.
- Udało Ci się! – krzyknął Sehun i podbiegł do niego serdecznie go przytulając. – Jestem z Ciebie dumny! – Hunnie zaśmiał się. I odkleił w zakłopotaniu od starszego przyjaciela.
- Tak się cieszę! A przecież lekarze mówili, że nie będę w stanie już mógł tańczyć…
- Ale Tobie się udało. Cieszę się razem z Tobą. – odparł z uśmiechem.
- Chodźmy na obiad, co? – rzucił Lay. – Tylko wezmę szybko prysznic.
- Poczekam tu na Ciebie, leć. – odparł z uśmiechem jasnowłosy i usiadł na środku sali.

Po obiedzie wrócili do domu i stwierdzili, że mogliby w sumie pójść do kina, dawno nie mieli na to czasu. Lay poszedł zrobić kawę, a Sehun miał wybrać film, więc uważnie przeglądał tytuły pojawiające się na stronie internetowej kina.
- Yi Xing, co myślisz? A może… „Cios w twarz?” Albo… Hm… Jakaś komedia? – spytał Sehun słysząc za sobą kroki chłopaka.
- Mam ochotę się pośmiać. Poszukaj jakiejś komedii. Lay pochylił się nad jasnowłosym, wskazując mu tytuł palcem na ekranie laptopa.
- Może to? – spytał. Przez ten krótki moment chłonął woń perfum Sehuna, aż w końcu oparł podbródek o ramię młodszego chłopaka, w skupieniu które powoli zanikało, również wpatrując się w ekran laptopa. Lekko odurzający, lecz jakże słodki zapach perfum młodszego sprawił, że przez chwilę zakręciło go w nosie, jakby właśnie przed chwilą nawąchał się pieprzu. Przeskoczył przez oparcie sofy, a już chwilę później siedział obok Sehuna, wpatrując się w zamyślony wyraz twarzy jasnowłosego. Gdy Sehun napotkał na sobie wzrok Lay ’a, nie wiedział co ze sobą zrobić.
- Yi Xing, czemu tak mi się przyglądasz? - wyjąkał po chwili, również chłonąc wzrokiem starszego szatyna.
Lay wzruszył ramionami, jakby dopiero teraz dotarło do niego, że patrzył na przyjaciela przez dobrych kilka minut. Usiadł przodem do Sehuna, a gdy jasnowłosy uczynił to samo Lay nieco zmniejszył odległość między nimi - niby nieco, jednak znacząco. Sehun przez moment wyglądał na przestraszonego, lecz po chwili wszystko się zmieniło, a na jego ustach wykwitł uśmiech.
Yi Xing przysunął się do niego i ułożył dłoń na policzku młodszego przyjaciela, a po chwili przechylił się w jego kierunku. Ich twarze były blisko siebie, usta dzieliły milimetry, a oni wzajemnie czuli swoje spokojne oddechy. Po chwili Lay posunął się dalej niż myślał i tak po prostu złączył swoje wargi z wargami Sehuna. Jasnowłosy nie zaprotestował, jedynie wplótł palce we włosy Lay’a i lekko rozchylił usta, mrucząc z zadowolenia, które poczuł przez jeden błahy pocałunek z nim. Szatyn nie starał się być nachalny - robił to, co w obecnej chwili wydawało mu się niestosowne. A może jednak było to jak najbardziej na miejscu?
Po chwili ich usta przestały stykać się w przepełnionym namiętnością pocałunku, a Yi Xing się uśmiechnął. Otworzył usta by coś powiedzieć, lecz Sehun go uprzedził:
- Kocham Cię, Yi Xing. – słysząc te słowa Lay poczuł, jak jego serce trzepocze tak głośno, jakby sam Sehun miał je usłyszeć. Nie był w stanie nic powiedzieć, więc po prostu pocałował go raz jeszcze dając tym samym potwierdzenie swoich uczuć…

czwartek, 11 kwietnia 2013

11 kwietnia.



Witam ~`<3



Wiem,wiem, nigdy wcześniej tego nie robiłam, ale tym razem zrobię ^^
zachęcę Was do czekania na nowego one shot'a. ;)
Który być może pojawi się dziś bądź jutro w nocy. 
Wszystko zależy od sprzyjających warunków.
Na razie zdradzę Wam, że będzie to historia ChanBaek'a.
Trochę inna, niż pozostałe... ;)

Aczkolwiek mam nadzieję, że będzie Wam się podobała. ;*
I spokojnie, nikt na końcu nie umrze :D

Pozdrawiam,
Park Noise. 

niedziela, 7 kwietnia 2013

Luhan & snow.

Tytuł: Luhan and snow
Długość: One Shot
Rodzaj: Komedia
Rating: G



Był przyjemny, wiosenny dzień. Pierwszy dzień wiosny. Wiatru nie było, słońce nie świeciło, kwiaty nie kwitły, z nieba spadał śnieg… A na chodnikach i trawnikach gdzie nie gdzie bywały sobie zaspy śnieżne wysokości owczarka niemieckiego. Dom chłopaków był regularnie odśnieżany, więc chłopacy nie musieli martwić się, że ich zasypie. Jednakże… Tego feralnego dnia, łopata i przywilej odśnieżania należał do Luhana. Otóż ta nie duża, bo mierząca zaledwie 176cm, osóbka była zazwyczaj odsuwana od prac niebezpiecznych. Gdy Luhan zabierał się do roboty, wszyscy w domu truchleli o swoje życie, a także wszystkiego w promieniu 10 km. Ostatnim razem blondyn wysadził w powietrze doświadczenie chemiczne, które postanowił zrobić… Co wyjaśnia jego zmianę koloru włosów z blond, na ciemne…
No, a więc dzisiaj przywilej łopatowy należał do Lulu. Chłopiec tak się ucieszył, że to jego kolej, że w euforii ubrał szalik na głowę zamiast czapki i wybiegł z domu w laczkach wymachując łopatą na lewo i prawo o mało przy tym nie zabijając Krisa, który w ostatniej chwili zrobił unik do tyłu.
Luhan schodząc ze schodów gwizdał radośnie usłyszaną przed chwilą melodyjkę z jednego z oglądanych przez Kaia i D.O odcinka Pororo. Stanął przed domem i złapał się pod boczki patrząc w niebo. Zaczął odgarniać śnieg, kiedy nagle lekko prószący śnieżek zaczął sypać mocniej, gęściej. Na co Luhan dostał minę zachwytu z zassaną wargą. Odrzucił łopatę na bok tym samym odrąbując ceramicznemu skrzatowi główkę i stanął na środku podjazdu latając w kółko z głową zadartą do góry... Z otwartą buzią i wystawionym językiem...
Sehun z Jonginem stanęli w drzwiach i zaczęli przyglądać się poczynaniom blondyna. W końcu znudzony Baekhyun, który dołączył do obserwatorów przewrócił oczami i spytał:
- Oświecisz nas, co Ty u licha robisz?
- U licha? Nie jestem u licha. Jestem w domu.
- O,o
- A co robię... jak co robię? Nie widać? - spytał zdziwiony. Widząc miny przyjaciół odpowiedział na ich pytanie. - Jem śnieg.
Chłopacy popatrzyli na siebie w dziwny sposób, wzruszyli ramionami i wrócili do domu. Kyungsoo zaparzył ciepłej herbatki i upiekł ciasto orzechowe. Wszyscy usiedli przed telewizorem, chłopaki porozsiadali się na kanapach, Sehun i Patrycja podzielili się fotelem, Chanyeol usiadł na środku kanapy i wziął Honoratę na kolana. Jongin z przytuloną do niego Niną przy kominku, a Baekhyun i Ada na dywanie. Wszyscy zaczęli zajadać smakołyki. Nagle usłyszeli głośny huk z zewnątrz. Zamilkli, wymienili się niepokojącymi spojrzeniami i zaczęli się zastanawiać, czy powinni już martwić się o Luhana.
- Zróbmy eksperyment. – zaproponował Chen. – Luhaaaan! – wrzasnął. – Placek i herbata na stole!
Jednak chłopak nie przyleciał do domu w przeciągu kilku sekund. Zrozpaczony Lay podbiegł do okna, aby sprawdzić, czy widać Lulu. Rozejrzał się i nagle jego oczom ukazał się słup lampy i przyklejony do niego chłopak, który prawdopodobnie musiał w niego grzmotnąć zapatrzony w spadające płatki śniegu… EXO wybiegło przed dom do leżącego już na ziemi chłopaka.
Kris trącił nieprzytomnego nogą i spojrzał po reszcie.
- On w ogóle… żyje jeszcze ? – spytał nie pewnie nie wiedząc, czy ma płakać, czy śmiać się, że nie będzie musiał już znosić opowieści o robaczkach, które Luhan posiadał w innym opowiadaniu…
- Chyba żyje, płuca mu się ruszają, więc żyje. – oparł naukowo Xiumin.
- Płuca mu się ruszają? – powtórzył Baekhyun. – Gdzie Ty jego płuca widzisz?!
- No klatka piersiowa się rusza. – Xiumin wywrócił oczami. Nagle Luhan otworzył oczy i zamrugał kilka razy. Lay i Sehun przykucnęli przy przyjacielu.
- Luhan, serduszko moje – zaczął Lay.
- Żyjesz? – spytał zatroskany Sehun.
- Ooo…. – zaczął Luhan, któremu malował się wielki uśmiech na twarzy i maślane oczka. – Kucyki pony.
- Czy on właśnie powiedział… - zaczęła Nina, ale Luhan przerwał jej w pół zdania. Poderwał się gwałtownie na równe nogi i zaczął podskakiwać wskazując palcem w niebo i krzycząc.
- Kucyk pony! Kucyk pooooonnnyyyyyyyyy!
- Zwariował ! – stwierdził Sehun i razem z Layem wpadli w płaczliwy lament.

Crazy Twelve

Tytuł: Crazy Twelve
Długość: Chaptered
Rodzaj: Komedia
Rating: G

Zanim zaczniecie czytać, włączcie to. MUSIC. uwierzcie, z tym jest o wiele zabawniej! ;D




Dzień było pozornie normalny. Ale czy na pewno taki był ? Dziewczyny obudziły się w południe, przez co wcale nie były zadowolone, bo straciły pół dnia. Nina podniosła się z wciąż zamkniętymi oczami i chciała wstać. Jednak nie patrząc pod nogi nie zauważyła śpiącego na podłodze Kaia, który zmęczony wczoraj nie doszedł do łóżka i rozłożył się na dywanie. Potknęła się o niego, pomachała w powietrzu kilka razy rekami i glebła na ziemię. Kai wybudzony ze snu przepełnionego łąką, na której była masa białych, górskich króliczków wrzasnął "odejdź!" i uderzył Ninę laczkiem myśląc, że jeden z nich na niego kicnął. Baekhyun śpiący za ścianą słysząc krzyk przyjaciela poderwał się na łóżku i zapętlał się w kołdrę, z powodu której zepchnął Adę z łóżka. Ta upadła na podłogę ściągając Baekhyuna i lampkę nocną za sobą. Jeden z pudelków Kaia przebudzony wrzaskami i hałasem podniósł się na równe nogi i wybiegł z pokoju kierując się prosto do łazienki, w której kąpał się Tao. Wskoczył mu do wanny, a zaskoczony brunet zachwiał się i wypadł na posadzki. Lay zatrzasnął w piwnicy i próbował wyjść przez okienko, w którym w końcu i tak utknął... Patrycja, która jadła na dole śniadanie razem z Krisem i Luhanem zakrzstusiła się kawałkiem chleba. Luhan, który próbował jej pomóc potknął się o nogę od krzesła, na którym siedział Kris i popchnął D.O. twarzą prosto w miskę z mlekiem dla Krisa. Chanyeol śmiejąc się opluł Sehuna, a Sehun wycierając się ze soku szturchnął Xiumina, który niósł tackę z śniadaniem dla przeziębionego Chena. Cała jej zawartość wylądowała na jego twarzy. Oślepiony przez owsiankę biegał nic nie widząc po całej kuchni co chwilę uderzając w jakieś przedmioty, aż w końcu potknął się o rękę Krisa, który spadł z krzesła, gdy Luhan potknął się o nie i wywinął orła na kafelkach. Suho podlewający kwiatki na ogrodzie, gdy usłyszał dochodzący z wnętrza hałas przeraził się i postanowił sprawdzić co się dzieje. Gdy stanął w drzwiach kuchni i zobaczył to, co z niej zostało to osunął się na ziemię i zaczął beczeć. D.O podszedł obok niego z twarzą od mleka i podzielił jego los lamentując, że to była jego piękna kuchnia. Sehun chcąc oddać Chanyeolowi chwycił butelkę z sokiem marchwiowym i zaczął gonić rapera po kuchni. Chanyeol o mało nie przewrócił się o Xiumina, potem mało brakowało, a wylądował by z głową w zlewie... Kiedy stanął przed wciąż płaczącym Suho i D.O. zatrzymał się na moment, aby nabrać powietrza i widząc biegnącego Sehuna zrobił unik, a ten potknął się o próbującego podnieść sie z podłogi podeptanego Krisa. W mgnieniu oka cała zawartość szklanej buteleczki wylądowała po części na beksach i na ścianie. Cała ósemka zamilkła i wpatrywała się w ścianę. Kyungsoo na widok pomarańczowej plamy rozpłakał się na dobre i wysłał Luhana z Pati po mopa.
Luhan wkroczył do kuchni trzymając Jack'a Sparrow'a z kapiącą wodą z włosów. Guardian stuknął go w głowę i kazał iść po mopa. Patrycja utknęła w koszu na pranie do którego wpadła, kiedy Luhan łapał Jack'a. Nina i Kai postanowili wyłapać wszystkie króliki w pokoju. (?!) Ada i Baekhyun pomagali Lay'owi wydostać się z okna, co w ogóle im nie wychodziło, kiedy jedno pchało, a drugie ciągnęło. Sehun postanowił się umyć, gdy tylko nieprzytomny Kris zejdzie z jego ręki. D.O załamał się i usiadł w kąciku płacząc nad swoją kuchnią. Chen niczego nieświadomy obudził się i głodny zszedł na dół. Zatrzymał się w połowie schodów, przekrzywił głowę na lewo i uniósł jedną brew do góry. Zaczął przyglądać się poczynaniom Luhana, który gonił Sparrow'a na sznurku i po chwili za oknem przebiegł mu Ren uciekający przed kosiarką. Brunet na ten widok potrząsnął głową. Już miał iść dalej, kiedy usłyszał tupot małych stóp dochodzący z piętra. Obejrzał się za siebie, a jego oczom ukazało się stado pędzących prosto na niego białych, górskich królików. Zaczął wrzeszczeć, na co Suho wybiegł z kuchni i zdążył tylko zobaczyć, jak Chen unosi się nad chmarą biegnących w stronę Guardiana królików. Lider na ten widok podskoczył i wlazł Luhanowi na barana. Blondyn zaczął się szamotać i puścił sznurek na którym więził Jack'a. Wściekły pirat postanowił się na nim zemścić i zaczął gonić go z hakiem. Nina i Kai stojący na górze, przy schodach widząc poczynania uciekających przed nimi królików postanowili się dyskretnie wycofać do pokoju. Tao w końcu ocknął się i podniósł z płytek. Wyszedł na korytarz i widząc chaos panujący w domu w mgnieniu oka wrócił do łazienki, zamknął się na klucz i usiadł w kącie.
- Znowu to samo... - mruczał pod nosem.

Tak mniej więcej na co dzień wygląda poranek w domu chłopaków. Jednak dzisiejszy dzień był totalną katastrofą.
- Luhan! - wrzasnął D.O stojąc z linijką w ręku. - Malujże wreszcie!
- No przecież maluję! - odparł oburzony. Podniósł dłonie do góry tym samym puszczając drabinę... - ... paznokcie... - na te słowa drabina poleciała razem z blondynem prosto na stojącą po drugiej stronie Patrycję.
- Pięknie... - Kyungsoo wywrócił oczami. - W tym tempie nigdy nie pomalujecie tej ściany... - wyszedł kręcąc głową. Minął po drodze Sehuna. Zatrzymał się i zrobił dwa kroki do tyłu, by stanąć na równi z maknae. - Oddaj. - wyciągnął rękę. Sehun zrobił minkę rozczarowanej Go Mi Nam i oddał mu telefon. D.O uśmiechnął się serdecznie i poczochrał mu blond włoski. - No, a teraz maluj.
Każdy z niszczycieli dostał przydział prac naprawczych. Tylko Ada i Baekhyun wciąż próbowali uwolnić Lay'a, a Reniątko wciąż uciekało przed kosiarką.

Crazy twelve.

Tytuł: Crazy Twelve
Długość: Chaptered
Rodzaj: Komedia
Rating: G





Niebo spowiły szare chmury, z których stopniowo zaczął padać deszcz. Dziewczyna spojrzała błagalnie w niebo szepcząc pod nosem.
- Błagam... jeszcze nie padaj... poczekaj aż dojdę do domu... - jęknęła po czym deszcz rozhulał się na całego. Stanęła na środku chodnika, spojrzała w niebo - no dzięki! - warknęła i tupnęła nogą. Ruszyła przed siebie chowając głowę pod torebką, którą postanowiła trzymać nad głową. Już była praktycznie pod samym domem. Zwolniła kroki i już miała skręcać w stronę furtki, kiedy jadący z niesamowitą prędkością samochód nie zwracając na dziewczynę żadnej uwagi wjechał w kałużę znajdującą się przy krawężniku... Cała jej zawartość w mgnieniu oka znalazła się na kipiącej ze złości brunetce. Już nic nie powiedziała. Tak jak wyglądała, tak przeszła przez furtkę, ścieżką doszła do drzwi frontowych i weszła do domu. Stanęła na wycieraczce i próbowała się uspokoić, bo wiedziała, że pierwsza osoba, która się napatoczy na jej oczy zostanie zrównana z ziemią. Jedyne, co można było usłyszeć, to dźwięki garnków dochodzący z kuchni, D.O pewnie robił kolację,muzykę z piwnicy, Kai i Lay pewnie ćwiczyli kolejny układ, a ostatnią rzeczą, którą było słychać, to kapanie. Tak, z brunetki woda kapała niemiłosiernie na świeżo umyte przez Suho panele. Sama dziewczyna wyglądało nieco jak Sadako... Dokładnie tak samo, jak ona. Włosy opadały jej na twarz i wyglądała przez swoją złość naprawdę ponuro. Z salonu wyjrzał Bogu Ducha winny Kris. Spojrzał na dziewczynę, stanął na przeciwko niej i zaczął jej się przyglądać.
- Nina... Wszystko w porządku ? - spytał niepewnie. Dziewczyna tylko spojrzała na niego spode łba. Lider EXO-M widząc jej minę krokiem przyspieszonym prostoliniowym wycofał się do salonu. Po chwili ze schodów zszedł Suho z wiadrem i mopem. Widząc kapiącą wodę na jego czyściutkie panele zawył z rozpaczy i podleciał do dziewczyny.
- Co Ty robisz z moimi cudnymi panelami ?! Przed chwilą je umyłeeeeeeeemmmm... - Guardian zalał się łzami. Nina podeszła tylko spokojnie do niego, zmroziła go spojrzeniem, na co lider EXO-K zamilkł. Sama minęła go w ciszy i udała się do góry, po drodze spotkała Tao i Luhana. Widząc jej minę zeszli jej z drogi szybciej, niż sie na niej pojawili.
***
Właśnie w tym samym momencie Ada oglądała sobie stare odcinki Simply Kpop razem z Baekhyunem. Jedli przy tym popcorn i udawali, ze nie zwracają uwagi na nikogo w domu. Wtem do pokoju wtargnęła Nina.
- Czy wyście totalnie powariowali?! Wszyscy w tym domu sprzątają i przygotowują się do świat! A wy sobie oglądacie… - i tu urwała na moment - … co wy do licha ciężkiego oglądacie?!
- Patrz Baekuś – Odezwała się ckliwie do swego faceta Ada – Jak świetnie wymachujesz tutaj rękami! – Uniosła jego ręce do góry i wymachiwała nimi podobnie, jak na nagraniu, oboje śmiali się przy tym jak dzieci.
- Ignorujecie mnie! Perfidnie mnie ignorujecie! – Wrzasnęła, chlapiąc dookoła.
- Nie! To TY MNIE ignorujesz! –Rozbeczał się Suho, stojący za dziewczyną, tykając ją mokrą stroną mopa.
- Zamknij się i choć na dół, Kai i Lay chcą Ci pokazać ich nowy układ… - Odparł ChanYeol, który wciąż ciągnął go za bluzkę.
- Zostaw mnie! Nie widzisz że beczę?! - ryknął z żalem.
- Doooobrze.... Przepraszaam... - odparł Chanyeol podnosząc ręce do góry w geście "co złego to nie ja".
- Jesteście niewdzięczni! – Suho usiadł pod ścianą w kąciku i zaczął płakać tak mocno, że zrobił wokół siebie kałużę.
- Suho się zsikał!!! – Krzyczał gdzieś z dołu Xiumin.
- Już Cię tu nie widzę! – Warknął ChanYeol i znów zaczął – Może się wszyscy uspokoimy i udamy się na dół, co?
- ŁEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEE – Ryczał Suho
Ada nareszcie wstała z kanapy, podeszła do Niny, która rozwalała chyba drugą półkę z książkami kucharskimi D.O i wzięła ją pod ramię mówiąc – Albo się ogarniecie, albo obydwoje wylecicie przez okno! – Wskazała na beksę i przyjaciółkę.
- Tak jest! – Odparł ChanYeol, próbując się przypodobać.
- Ty, na dół.
- Tak, tak.. jasne – I poszedł.
- Hej, kto chce omlety?! – Tym razem dało się usłyszeć głos Chena – D.O się pyta kto ma ochotę!
Ada wymownie położyła sobie rękę na czole.
- Ogłupiałeś z tymi omletami?!
- Nie.. po prostu..
- Zaraz zejdziemy to Ci powiemy!
- Ale…
- Nie umiesz sobie znaleźć kąta?! Mamy wiele okien w domu!
I sobie poszedł.
- Jak jeszcze jeden mi się tu napatoczy…
- Kochanie… - Odezwał się Baekhyun.
- Czego cholero jedna?!
Spojrzał się na nią jak pies, szukający mieszkania.
- Już mnie nie kochasz?! – Rozpłakał się totalnie.
- Ech… - Westchnęła tylko Ada widząc ilu doprowadziła do wewnętrznej rozpaczy.
- Dzięki, poprawiłaś mi humor… - Przytuliła przyjaciółkę Nina – Już mi lepiej…
- O_____O - na te słowa oczy chłopaków obecnych w pokoju niemal wyszly z orbit. Nawet topiący się w morzu łez Suho nie rozumiał już niczego.
- I pomyśleć, że wszystko przez cholerny deszcz…
- OMLETY! – Krzyczał rozwścieczony D.O z omletem na głowie.
- Chyba się wkurzył… - Stwierdziła ironicznie Nina.
- No chyba… - Potwierdziła szatynka.

My Little Korean Mouse



Tytuł: My Little Korean Mouse
Paring: Luhan & Mei
Długość: 2568 słów
Rating: G
Rodzaj: Romans, Dramat






Totalne szaleństwo. Zwykła osiemnastolatka, Polka, postanowiła zrobić w swoim życiu choć jedną szaloną rzecz przed odejściem... 
Napisała kilka swoich największych marzeń na karteczkach i pozginała je w pół. Wymieszała, po czym zamknęła oczy i złapała po omacku jedną z nich. Otworzyła niepewnie jedno oko, później drugie... Rozłożyła trzymaną przez siebie czerwoną karteczkę, a na widok napisu uśmiechnęła się szeroko, a oczy zabłysły jej iskierkami nadziei. Wiedziała już, czego ma od siebie oczekiwać. Miała miesiąc. Miesiąc na dopracowanie szczegółów. Miesiąc by zrobić wszystko, co było jej potrzebne, aby spełnić to marzenie.

~
Stała z walizką na lotnisku, czekając na odprawę. W kieszeni bluzy ściskała w dłoni czerwoną karteczkę. Wyjęła rękę z kieszeni i spojrzała na widniejący na kawałku pomiętego papieru napis.

" my little korean mouse."


Uśmiechnęła się i ruszyła w stronę odprawy. 
Ten dzień miał być czymś przełomowym w jej życiu. 
Taki właśnie obrała sobie cel.



***

Wszystko miała idealnie zaplanowane. Każdy dzień, każdą godzinę. Nie chciała zmarnować ani chwili...
Przed wyjazdem długo rozmawiała z matką wyjaśniając jej wszystko i prosząc o wyrozumiałość.
- Mamo, proszę... Wiesz przecież, jak bardzo mi na tym zależy... Już od dawna...
- Ale córeczko... Ty, sama, tam... A kiedy coś Ci się stanie nie będę mogła nawet być przy Tobie... - jęknęła zmartwiona kobieta, a na jej twarzy lekkie zmarszczki stały się nieco wyraźniejsze przez marszczenie brwi.
- Chcę go zapamiętać jak najlepiej... Chcę to miejsce pamiętać właśnie w ten sposób. Niczego bardziej nie pragnę, jak tego. A gdy będzie coś nie tak, od razu dam Ci znać... - oznajmiła i blado uśmiechając się do matki przytuliła ją.

~
Niebo było pełne pięknych, kształtnych i białych jak kryształki chmur. Słońce przedzierało przez ich grubą warstwę swoje promienie i oślepiało stojącą przed lotniskiem dziewczynę. Z miejsca, w którym stała obserwowała dokładnie wszystko dookoła. Każdy najdrobniejszy szczegół tego miejsca... Chciała wszystko pamiętać. Widziała spieszących się ludzi, którzy wysiadali pospiesznie z taksówek i biegli w stronę wejścia głównego oraz tych którzy wychodzili i kierowali swoje kroki do samochodów ustawionych na parkingu. Uśmiechnęła się sama do siebie i ruszyła w stronę postoju taksówek. W jednej z nich zobaczyła starszego, wyglądającego na przemiłego. mężczyznę. Podeszła bliżej i ukłoniła się z uśmiechem. Osiwiały pan uśmiechnął się ciepło i wysiadł z pojazdu, aby pomóc jej schować walizkę.
- Dokąd jedziemy? - zapytał z uśmiechem.
- Szczerze mówiąc, jestem tutaj pierwszy raz... - oznajmiła nieśmiało i podrapała się po głowie w zakłopotaniu. - Zna pan jakiś dość tani hotel blisko centrum? Szukałam jakichś w Internecie, ale wolę spytać kogoś miejscowego...
- Oczywiście. Chętnie służę pomocą. - uśmiechnął się i ruszył kierując się w stronę centrum. Siedząc spokojna w taksówce przyglądała się mijanym przez nią miejscom i wszystko starała się zapamiętać. Jeszcze tego brakowało, by przypadkiem się zgubiła.
Kiedy auto zatrzymało się pod jednym z wysokich budynków mężczyzna odwrócił się do niej i uśmiechnął szeroko.
- Pomóc Ci z bagażem? - spytał. - Jesteśmy na miejscu.
- Och! Dziękuję, jest pan bardzo miły, ale poradzę sobie. - odwzajemniła uśmiech. - Chciałam tylko spytać... Daleko stąd jest do SM?
- Chodzi Ci o wytwórnię? - przytaknęła. - W sumie... Niedaleko.
- A czy.. Nie byłby to problem, gdyby zaczekał pan tutaj aż się zamelduję i zawiózłby mnie tam? - zapytała nieśmiało. Siwy Koreańczyk uśmiechnął się ciepło i rozsiadł wygodnie na siedzeniu.
-Nie widzę żadnego problemu. - odparł i zamknął oczy.
Szatyna poczuła jak ogarnia ją wewnętrzna radość i pospiesznie wyszła z samochodu, wzięła bagaż i wbiegła do hotelu. Wynajęła pokój na tydzień, na piątym piętrze z widokiem na główną ulicę. Weszła do środka, rozejrzała się i uśmiechnęła pod nosem. Postawiła walizkę pod ścianą, zabrała pieniądze, telefon i aparat. Przeczesała włosy palcami i wyszła wracając do mężczyzny w taksówce.
- Możemy jechać? - spytał patrząc na nią w lusterku. Przytaknęła i zapięła pas.
Jadąc samochodem mijała setki ludzi, którzy chodzili po ulicach, sklepach, siedzieli przy "ulicznych" straganach z jedzeniem. Była zachwycona tym, jak czyste i zadbane są ulice. Nie było widać żadnego papierka leżącego na ziemi. Niebo zachodziło powoli mrokiem mimo tego, że nie było jeszcze tak późno.
- Na długo przyjechałaś? - usłyszała lekko ochrypły głos taksówkarza.
- Ja... Na.. Na tydzień...
- Na tydzień? A skąd? Z daleka?
- Um.. Z Polski...
- Och, to daleko! I co? Opłacało Ci się tu przylecieć tylko na tydzień?
- Dłużej nie jest mi pisane... - odparła już nieco ciszej i spojrzała w niebo.
- Rozumiem... O, spójrz. - mężczyzna wskazał na wyłaniający się przed nimi okazały budynek. - To SM.
Spojrzała w tę stronę i uśmiechnęła się delikatnie na ten widok. Taksówkarz zatrzymał się i uśmiechnął do dziewczyny.
- Czekać na Ciebie? -spytał.
- Nie, nie. Wrócę sama, dziękuję... Ile płacę? - zaczęła szukać portfela w torebce. Starszy mężczyzna uśmiechnął się ciepło.
- Daj spokój. Idź już. Miłego pobytu w Seulu.
- Jak to? Proszę sobie nie żartować... To ile płacę? - spytała ponownie.
- Dziecko, daj spokój. Miło wspominaj starego, koreańskiego taksówkarza i spędź tutaj wspaniały i niezapomniany tydzień.
- Dz.. Dziękuję... - odparła niepewnie. - Dziękuję! - uśmiechnęła się szeroko. - Dobranoc! - rzuciła radośnie i wyszła z samochodu. Stanęła przed wytwórnią, wzięła głęboki oddech i podeszła bliżej. Stała tak i wpatrywała się w zapalone światło w sali na jednym z ostatnich pięter.
Uśmiechając się ruszyła w stronę hotelu. Po drodze mijały ją jakieś młode Koreanki zachwycające się jakimiś zdjęciami, które oglądały idąc. Jedno ze zdjęć spadło na chodnik. Mei zauważyła je i zatrzymała się, aby je podnieść i zwrócić właścicielkom. Podniosła je z ziemi i zerknęła na nie z ciekawości.
- Och... - zaniemówiła i spojrzała w stronę odchodzących dziewczyn. - Wybaczycie mi, jeśli zachowam je dla siebie? - szepnęła przytulając kawałek papieru do serca. W zamyśleniu udała się do hotelu, wróciła do pokoju i wzięła gorącą kąpiel. Postanowiła dać matce znać, że wszystko u niej w porządku... Po krótkiej rozmowie z matką napisała też do swojej przyjaciółki i przeprosiła ją, że wyjechała rozstając się z nią w taki sposób. Tym samym pozbawiając ją spędzenia tego tygodnia razem. Wyłączyła notebooka i poszła spać. Była zmęczona, a jutro zapowiadało się naprawdę interesująco. Odsunęła wszystkie myśli, które burzyły jej idealny świat snu i odpłynęła...
~
Z samego rana napisała na wyblakłej, zielonej kartce list, włożyła go do białej koperty, na której wcześniej naszkicowała kwitnącą sakurę. Zjadła śniadanie, po czym zwarta i gotowa poszła przed siebie.
Swoje niepewne kroki kierowała w stronę budynku SM, gdzie wszystko miało się zacząć. Właśnie na to liczyła najbardziej, że właśnie tam uda jej się go znaleźć...
Stanęła przed szklanymi drzwiami, ale długo nikt się tam nie pojawiał. Usiadła więc na stopniach i zaczęła bawić się trzymaną w dłoniach kopertą...
Słońce było już wysoko na niebie i oślepiało ją swoim blaskiem. Był piękny, ciepły sierpień. Pogoda była nienaganna, choć nie była pewna, czy aby na pewno taka utrzyma się do końca dnia. Był to pierwszy tydzień tego miesiąca, więc pogoda mogła jeszcze ostać się po deszczowym lipcu. Nigdy nie wiadomo kiedy zacznie padać, dlatego wzięła z sobą parasolkę i bluzę. Obawiała się deszczu, bo nie mogła pozwolić sobie teraz na choćby najmniejsze przeziębienie.
Po chwili pod SM przyjechał srebrny bus, z którego wysiadł blady brunet ubrany na czarno z bejsbolówką na głowie. Widząc go postanowiła postawić wszystko na jedną kartę, choć serce waliło jej jak oszalałe. Chłopak podszedł do niej i zaczął przyglądać jej się uważnie. Wstała i spojrzała na niego. Miała wrażenie, że bicie jej serca był w stanie usłyszeć nawet stojący przed nią Tao.
- Coś się stało? - spytał zatroskany. - Dobrze się czujesz?
" Jest taki miły..." - pomyślała wpatrując mu się w oczy.
- Coś Cię boli? Czekasz na kogoś? W ogóle...Roz...rozumiesz mnie? - spytał po chińsku.
- Tak, rozumiem. - odpowiedziała w końcu. Bała się, aby jej krótka nauka chińskiego nie nawaliła w tak ważnym momencie...
- Czekasz na kog...
- Mogę Cię prosić o przysługę? - przerwała mu. Przytaknął. - Mógłbyś... - spojrzała na trzymaną w dłoniach kopertę. - Mógłbyś dać to Luhanowi? - spytała trochę ciszej.
- Luhanowi? - powtórzył lekko zdziwiony.
- Tak... To... To nie jest jakiś tam zwykły list od fanki... Powiedz mu, że to ważne... Że naprawdę proszę go, żeby to przeczytał, dobrze?
- Dobrze, zrobię to. - uśmiechnął się do niej.
Mei podała mu kopertę z listem, odwzajemniła jego uśmiech, odwróciła się i zaczęła odchodzić...

Tao wszedł do SM i udał się prosto na trening. Wszedł na salę i zrzucił bluzę.
- Widziałeś gdzieś Luhana? - spytał stojącego przy wejściu Chena. Chłopak wskazał na zwiniętą kulkę leżącą na materacu po drugiej stronie sali. - Dzięki. - rzucił brunet i poszedł do blondyna. Przykucnął i wyciągnął do niego rękę, w której trzymał kopertę.
- Co to? - spytał Lulu i uniósł głowę znad materacu.
- Nie wiem. Dała mi to dziewczyna, która czekała pod budynkiem.
- Fanka i kolejny list miłosny? - spytał znudzony i usiadł po turecku.
- Raczej nie. - uciął krótko maknae. - Była sama. Poprosiła, żebym Ci go dał, bo to dla niej naprawdę ważne... Więc po prostu przeczytaj. - wcisnął mu list w rękę i poszedł zostawiając blondyna samego z tajemniczą kopertą.

Luhan wstał i wyszedł z sali. Nie chciał, by mu ktoś przeszkadzał... Jeszcze przez chwilę myślał gdzie pójść, by przeczytać to w spokoju. W końcu poszedł i zamknął się w jednej z kabin w męskiej toalecie. Przyjrzał się naszkicowanemu rysunkowi. Otworzył kopertę i wyjął z niej kartkę, rozwinął i zaczął czytać...

" Cześć Luhan,
nazywam się Maja. 
Przyjaciele nazywają mnie Mei. 
Mam skończone osiemnaście lat.
Jestem chora.
Jeszcze niedawno byłam normalną nastolatką, która miała marzenia i pragnienia jak każda inna dziewczyna w moim wieku. Chciałam znaleźć prawdziwą miłość, zakochać się po uszy... Chciałam tańczyć, śpiewać...I wiele innych. Niestety... Dwa miesiące temu wykryto u mnie nowotwór złośliwy. Wykryli go zbyt późno, aby cokolwiek z nim zrobić. Spędziłam miesiąc w szpitalu, lekarze próbowali coś na to poradzić. Jedyne, co udało im się znaleźć to leki, które pozwalają mi się teraz trzymać na nogach. Kiedy wyszłam ze szpitala doszłam pewnego dnia do wniosku, że zanim umrę chcę spełnić choć jedno swoje marzenie. Zrobiłam kartki z marzeniami, poskładałam je na pół i wylosowałam. Wypadło na Koreę, na Ciebie... Kolejny niecały miesiąc spędziłam więc na siedzeniu w domu i przygotowywaniu się do podróży. Początkowo moja matka była przeciwna temu wszystkiemu. Mówiła, że jeśli polecę, to się wykończę... Jednak w końcu pozwoliła mi przylecieć. To ostatnie, czego pragnę przed odejściem... 
Bo innych marzeń nigdy nie uda mi się spełnić....
Przed wyjazdem byłam na kontroli. 
Powiedzieli, że dają mi tydzień, ewentualnie dwa.
To szaleństwo, ale chciałam spędzić ostatni tydzień swojego życia tutaj... z Tobą... Dlatego... Czy to nie będzie zbyt wiele, jeśli poproszę Cię o to, abyś poświęcił mi trochę Twojego cennego czasu? Chociaż odrobinę... 
Choć jeden dzień w ciągu tego tygodnia... 
Nie wiem jak długo będę jeszcze... żyła ... 
Dlatego postanowiłam zaryzykować. 
Dziś zwiedzam miasto, ale jutro przyjdę znowu pod SM. 
Dziękuję...
Mei. "

Dopiero teraz poczuł, jak po policzkach spływają mu łzy. Wytarł je ręką i wybiegł z łazienki. Wpadł z listem w ręku na salę prób i wyszukał wzrokiem Tao. Chłopaki przestali tańczyć i patrzyli zdziwieni na blondyna. Luhan podbiegł do maknae i spojrzał mu w oczy. Tao patrzył na niego zdezorientowany i czekał.
- Widziałeś ją? - wyszeptał zdyszany Luhan. Brunet tylko przytaknął. Na co Lulu złapał go za rękę i wyciągnął z sali. Stanął z Tao na korytarzu i mierzył przyjaciela wzrokiem.
- Coś się stało? - spytał zdezorientowany. Luhan pomachał mu tylko listem przed oczami, po czym pochylił się i oparł rękoma na udach próbując złapać powietrze. - Coś nie tak z tym listem? - nie słysząc nadal odpowiedzi chłopak zdenerwował się. - Luhan no!
- Ona... - blondyn wziął głęboki oddech i wyprostował się. - Ona umiera.

~
Spacerowała właśnie ulicami Seulu i podziwiała stragany z różnymi pierdołami. Jeden z nich był pełen prześlicznych ozdób do włosów. Jej oczy dojrzały prześliczną błękitną spinkę podeszła bliżej i tak bardzo zachciała ją mieć. Ale... Po co jej? Niedługo i tak nie byłaby jej potrzebna... Automatycznie dotknęła swoich ciemnych, długich włosów i poszła dalej. Na początku wydawało jej się to trochę dziwnym pomysłem, że takie budki z pierdołami sąsiadują z dużymi, świetnymi sklepami, ale po jakimś czasie nie robiło jej to już żadnej różnicy. Cieszyła się, że nie musi dużo chodzić, aby to wszystko zobaczyć. Zgłodniała. Kupiła więc na jednym ze straganów kilka parówek w cieście i zjadła je z apetytem. Zrobiła dużo zdjęć i kupiła prezent swojej przyjaciółce. Ucieszyła się i postanowiła, że jutro go wyśle.
Chodziła dalej po sklepach i oglądała prześliczne wystawy. Mijała właśnie jeden ze sklepów Etude House.Przez szybę dojrzała, że jest tam tłum ludzi, dziewczyn. Postanowiła się temu przyjrzeć. Stała jeszcze przez chwilę przy oknie, aż ujrzała wreszcie piątkę olśniewających chłopaków. Jeden z nich spojrzał w jej stronę, na co Mei uśmiechnęła się ciepło, ukłoniła, a gdy ten skinął głową uśmiechnęła się ponownie i poszła dalej. Dzisiejszy dzień spędziła cały w centrum, podziwiając wielkość tego miasta. Wieczorem postanowiła zadzwonić do matki. Obiecała jej to, że będzie do niej dzwonić choć raz dziennie...
- Najbardziej niesamowite było to, że kable na słupach elektrycznych były tak poplątane, że zaczęłam się zastanawiać, kto w ogóle jest w stanie się w nich połapać! Ale co ważniejsze? Ulice są bardzo zadbane. Żadnych śmieci walających się po ulicach, nic. A najdziwniejsze jest w tym to, że naprawdę ciężko znaleźć jakiś normalny kosz na śmieci... Dowiedziałam się dziś od jednej starszej kobiety, gdy pytałam właśnie o kosz, to mi powiedziała, że oni mają takie specjalne worki wiesz?
- Ale jakie worki? Jakiego typu? - spytała zaciekawiona kobieta.
- Mówiła mi, że można je kupić w sklepie, że są dość drogie... Ale to dlatego, wyobraź sobie mamuś, że w cenę tego worka jest wliczony wywóz tych śmieci! I segregacja wtedy też!
- Naprawdę? To ciekawie... U nas to się chyba czegoś takiego nie doczekamy. Prędzej premier zacznie po chińsku mówić! - zaśmiała się kobieta. Spojrzała na córkę zdziwiona, dlaczego ta się nie śmieje.
- Po chińsku? - Mei powstrzymywała napad śmiechu. - Mamo, chiński naprawdę nie jest taki trudny.
- No wiem, wiem... - mruknęła jej matka wywracając oczami, na co obie zaczęły się śmiać.
- Dobra, tutaj jest już naprawdę późno. Pójdę spać, dobranoc. Miłego dnia!
Pożegnała się, wykąpała i położyła. Była tak bardzo zmęczona, że zasnęła w mgnieniu oka.

Następnego dnia po śniadaniu posiedziała trochę w pokoju, po czym wzięła prysznic, przebrała się i zaczęła szykować do wyjścia. Tak bardzo się bała. Bała się, że po prostu zrobi z siebie idiotkę i będzie tam stać na daremno...

~
Stanęła przed szklanymi drzwiami już trzeci raz. Wzięła głęboki oddech i usiadła na schodach bokiem do wejścia. Było tak gorąco, duszno wręcz, a jej serce tak szybko biło, a krew pulsowała w żyłach. Było już w pół do pierwszej. Zaczęła żałować, że dała Tao ten list... Luhan go pewnie nawet nie przeczytał... Miała ochotę zniknąć... Wzięła swoją torbę i już miała wstawać, kiedy przez szybę zobaczyła biegnącego chłopaka. Wydawał jej się taki znajomy... Znieruchomiała i zaczęła mu się uważnie przyglądać. Rozglądał się dookoła, jakby czegoś lub kogoś szukał. Stanął na środku holu i nagle ich spojrzenia się spotkały. Majka podniosła się na równe nogi, nawet przez chwilę nie spuszczając z niego wzroku. Blondyn wybiegł i stanął w drzwiach. Miał przerażone oczy i ciężko oddychał. Zmierzył ją wzrokiem, po czym zrobił kilka kroków w jej stronę.
- Mei? - wyszeptał ledwo słyszalnym głosem. Szatynka tylko nieprzytomnie przytaknęła. Naprawdę przeczytał mój list? - przemknęło jej przez myśl...

czwartek, 4 kwietnia 2013

That angel who has given so much love.




Tytuł: That angel who has given so much love.
Paring: Kai i Mika.
Rodzaj: Romance, Dramat, Fantasy
Długość: three parts.


Obudził ją zapach parzonej kawy. Podniosła się na łokciach i wzięła głęboki wdech. Uśmiechnęła się i otworzyła oczy. Pokój był pusty, ale drzwi były uchylone. Ucieszyła się, szybko założyła na siebie za dużą, starą, rozpinaną bluzę.. Nogi wsunęła w kapcie i pośpiesznie zeszła na dół. Wpadła do kuchni w nadziei, że go jeszcze zastanie. Jednak jedyne, co tam zastała, to gotowe na stole śniadanie i zaparzoną w ekspresie kawę oraz dla siebie ciepłe kakao. Zwiesiła ramiona widząc, że znowu nie zdążyła. Jak on to robił? Zawsze zdążył zrobić jej śniadanie, zaparzyć kawę, wypić ją i zniknąć. Zostawiając na stole obok kartki z codziennym porannym powitaniem czerwoną różę. Tym razem też tak zrobił. Podeszła do stołu i wzięła do ręki różę.
- Au! – pisnęła i upuściła różę na podłogę. Z jej palca zaczęła wyciekać niewielka ilość krwi. – Aa… - jęknęła.
- Zapomniałaś, że nawet róże mają kolce? – usłyszała. Podniosła wzrok i spojrzała w stronę głosu. Chłopak stał oparty o framugę drzwi kuchennych i kiwał głową. Podszedł do niej, spojrzał jej w oczy, złapał jej dłoń i spojrzał na palec. Pokręcił głową, zerknął na jej twarz. Pochylił się lekko i wziął skaleczony palec do ust. Wyjął go i nie patrząc na nią pociągnął ją lekko za sobą. Podszedł do szafki nad zlewem i wyjął pudełko z plastrami. Wyjął jeden i przykleił na ranę. Uśmiechnął się, podniósł różę i włożył ją do wazonu. – Nawet dawanie Ci kwiatów jest niebezpieczne…
- Nie, nie! To nic niebezpiecznego! – zaprotestowała bojąc się, że chłopak przestanie to robić. – To nic takiego, nic mi nie jest… - szepnęła.
- Wiem o tym. Smacznego. – rzucił z uśmiechem i odwrócił się kierując się ku wyjściu.
- Oppa! – zawołała za nim. Zatrzymał się. – Zjesz ze mną? – Odwrócił głowę i uśmiechnął się.
- Jedz, ja jestem po śniadaniu. – oznajmił i wyszedł zostawiając ją samą. Westchnęła i usiadła na krześle. Wpatrywała się w krwistoczerwoną różę i wcale nie miała ochoty jeść. Ale musiała zjeść, nie chciała go martwić, ani oszukiwać. Z resztą jego śniadania są wyśmienite. Zaczęła jeść, a z każdym kolejnym kęsem wracał jej apetyt. Kiedy skończyła i wypiła kakao, pozmywała i poszła się uszykować do wyjścia. Dziś była sobota. Postanowiła, że zrobi zakupy. Wróciła do kuchni, sprawdziła zawartość lodówki i szafek. Usiadła przy stole w salonie i zabrała się za sporządzenie listy zakupów. Kiedy lista była już gotowa, ubrała się i mogła wychodzić. Portfel schowała do torebki i z uśmiechem wyszła z domu.
Na przystanku przez chwilę musiała poczekać na autobus, ale długo to nie trwało. Wsiadła i zajęła miejsce przy oknie. Gdy znalazła się w centrum i przechadzała się po deptaku zorientowała się, że nie wzięła telefon. Niestety teraz i tak nic by z tym nie zrobiła. Przecież nie cofnie się po niego do domu. Zabrała się za robienie zakupów. Kiedy zaliczyła już wszystkie sklepy i kupiła wszystko musiała szybko udać się na przystanek, żeby zdążyć na swój autobus powrotny. Nawet się nie zorientowała, na na zakupach zleciał jej cały dzień. Jednak siatki z zakupami nieco kolidowały jej ruchy…
- Naprawdę chcesz w ten sposób zdążyć? – stanął przed nią – daj mi to. – zabrał jej siatki z rąk i kiwnął na nią, by się pospieszyła. Zdążyli w sam raz. Wsiedli i wrócili do domu. Weszli do środka i zanieśli wszystko do kuchni. Dziewczyna usiadła przy stole, a on rozpakował zakupy.
- Pomogę Ci. – zadeklarowała swoją pomoc.
- Poradzę sobie. – jednak dziewczyna to zignorowała. Wzięła cukier i schowała do szafki. Potem wzięła słoik z dżemem i próbowała bezskutecznie wstawić go do wiszącej szafki, jednak była zbyt niska. Podszedł do niej z tyłu, wziął słoik z jej ręki i postawił na miejsce. Opuścili ręce w powolnym tempie. Spojrzeli sobie w oczy. Jej serce można było niemalże usłyszeć.
- Heh. – poczochrał ją i zaczął wychodzić z kuchni. Dziewczyna bez słowa podbiegła do niego i objęła go z tyłu. Zaplotła dłonie na jego torsie, a głowę oparła na jego plecach.
- Zostań… - szepnęła. Podniósł ręce i próbował uwolnić się z jej uścisku, jednak tym razem mu się nie udało.
- Mika… Proszę, puść. – szepnął. Dziewczyna poluźniła nieco uścisk. Wykorzystał to i uwolnił się. Odwrócił się do niej przodem i spojrzał na nią. Pochylił się, by móc spojrzeć jej prosto w oczy. Zrobił pół uśmiech i odgarnął jej włosy z twarzy. – Zostanę. – odparł po chwili. Zgasłe oczy dziewczyny rozbłysły jasnym światłem.
- Naprawdę?! – niemalże pisnęła. Przytaknął i wyszedł do salonu. Na twarzy dziewczyny pojawił się szeroki uśmiech. Pobiegła za nim. Kiedy stanęła w drzwiach pokoju, nawet na nią nie spojrzał, tylko ciągle wpatrywał się w gazetę.
- Idź się wykąpać, robi się późno. – Mika zapowietrzyła się, jakby chciała coś powiedzieć, jednak szybko zamknęła usta i poszła do góry wziąć kąpiel. Kiedy wyszła zobaczyła, że na dole nie palą się żadne światła. Poszła więc do siebie. Rozejrzała się po pokoju… Na biurku paliły się różane świeczki, a na parapecie siedział on. Anioł o kruczoczarnych skrzydłach i ciemnych, czekoladowych oczach. Podeszła do niego i już miała złapać go za ramię, kiedy on złapał jej nadgarstek. Wstał i spojrzał na nią.
- Jak Twój palec? – spytał z troską.
- Mój palec? Ach! Palec! Dobrze.
- Nie boli?
- Nie, nie. Wszystko jest w porządku.
-Gotowa do snu?
- Tak. Oppa…
- Więc dobranoc. – chciał ją pocałować w czubek głowy, ale zrobiła unik. Spojrzał na nią pytająco. Wzięła jego rękę i pociągnęła go z sobą. Posadziła na łóżku, popchnęła go na poduszki, a sama położyła się obok niego. Chłopak patrzył, co ona robi z dokładnością. Położyła mu głowę na brzuchu i objęła go w pasie. Zamknęła oczy i wzięła głęboki oddech.
- Dobranoc… - szepnęła radośnie. Lekko spięty przytaknął i sięgnął kołdrę, by móc ją i siebie okryć. Leżał tak całą noc i wpatrywał się w nią. Co jakiś czas gładząc ją po głowie lub policzku. Próbował znaleźć odpowiedź na to, dlaczego się zgodził. Dlaczego pozwolił sobie na to, żeby z nią zostać. Dlaczego po prostu nie pocałował jej w głowę, tak jak to zawsze robił i po prostu nie wyszedł. Zastanawiał się nad tym, jak mógł pozwolić na to, aby Mika poczuła do niego coś więcej, niż tylko poczucie bezpieczeństwa, które jej zawsze zapewniał… Najgorsze było to, że nie czuł potrzeby odejścia. Wcale nie chciał wychodzić. Chciał już tu zostać. Z nią zostać…

***


Ten poranek był zdecydowanie inny, niż poprzednie. Kiedy otworzyła oczy, poczuła nie zapach parzonej kawy. Poczuła ciepło, które jej dawał. Uniosła lekko głowę, by móc na niego spojrzeć. Spał i uśmiechał się przez sen. Chciała ten widok zostawić w swojej pamięci na zawsze. Postanowiła wstać i choć raz, to ona chciała zrobić jemu śniadanie. Podniosła się, ale nagle zorientowała się, że on ją trzyma za rękę. Trzymał ją za rękę i jak było widać nie miał zamiaru puścić.
- Jest niedziela. Spieszysz się gdzieś? – zamruczał i otworzył jedno oko. Pokręciła głową. – No właśnie, więc gdzie idziesz?
- Chciałam… Nie ważne. – położyła się na powrót obok niego i wpatrywała się w idealne rysy jego twarzy.
- Co dziś chcesz robić? – spytał nie otwierając oczu. – Jakieś pomysły?
- Nie… Nic mi nie przychodzi do głowy.
- W takim razie ja chciałbym Ci coś dzisiaj zaproponować. Chcę, żebyś gdzieś ze mną poszła.
- Dobrze. A gdzie? – spytała zaciekawiona. To pierwszy raz, kiedy to on coś zaproponował.
- Zobaczysz. Idź się uszykować. Będę czekać w kuchni. Zjemy śniadanie i pójdziemy.
Przytaknęła i wstała. Zaczęła szukać w szafie czegoś do ubrania. Spojrzała pytająca na niego.
- W co mam się ubrać?
- Nie wiem, wybierz coś…
- Ale chodzi mi o to, jak tam jest? Będzie tam ciepło, czy zimno?
- Będzie… padać deszcz. Zimny, ale ciepły deszcz.
Mika na dźwięk słowa ‘deszcz’ uśmiechnęła się promiennie i szybko wyjęła ubranie z szafy i pognała do łazienki. On w tym czasie zwlókł się z łóżka dziewczyny i stanął na środku pokoju.
- Kiedy w końcu zrozumiem dlaczego tak bardzo zmienia się Twój wyraz twarzy, gdy mowa jest o deszczu… - spytał sam siebie, pokręcił głową i poszedł na dół. Zabrał się za robienie śniadania i przekąsek na drogę. Wszystko, co było im potrzebne zapakował do plecaka i zaniósł go do samochodu. Kiedy wrócił do środka spotkał się na korytarzu z Miką. Uśmiechnęła się szeroko na jego widok.
- Gotowa? – spytał, na co przytaknęła. - No to biegiem zjeść śniadanie i ruszamy. – zarządził i sam z zadziornym uśmiechem poszedł do salonu. Po chwili dziewczyna stała zwarta i gotowa w drzwiach salonu. – Możemy iść? – spytał. Uśmiechnęła się w odpowiedzi. Wstał więc i razem wyszli na zewnątrz. Wsadził Mikę w samochód i ruszył. Jechali cały dzień. Na miejscu byli gdzieś koło północy. Chłopak spojrzał na zegarek.
- Chodź! Szybko! – złapał ją za rękę i ciągnąc za sobą zaczął biec.
- Czekaj! Gdzie biegniemy?! Oppa! – piszczała. Jednak chłopak zaśmiał się tylko i nic więcej nie powiedział. Wbiegli do jakiegoś nie dużego lasku. Mika zwolniła.
- Nie bój się, jesteś bezpieczna. – uśmiechnął się szczerze. – Chodź, bo nie zdążymy. – również się uśmiechnęła i pobiegli w głąb lasu. Po chwili byli już na jego drugim końcu. Znaleźli się na kliwie nad wielkim jeziorem. Oczy Miki błyszczały z zachwytu.
- Mika… - szepnął. – spójrz w niebo… - Dziewczyna spełniła jego prośbę. Kiedy spojrzała w piękne, czarne niebo zobaczyła ogromne zbiorowisko gwiazd, z których co jakiś czas jakieś spadały w dół.
- Deszcz spadających gwiazd… - szepnęła. Uśmiechnął się. – To miałeś na myśli mówiąc, że będzie padać…
Usiedli na trawie i wpatrywali się w niebo w milczeniu. Niespodziewanie naprawdę zaczęło padać. Śmiejąc się biegli ile sił w nogach do pensjonatu w którym wynajmowali pokój. Musieli odpocząć przed drogą powrotną. Kiedy znaleźli się w suchym, ciepłym pokoju spojrzeli po sobie i zaczęli się śmiać.
- Oppa, jesteś cały mokry! – zaśmiała się. On również.
- Lepiej spójrz na siebie, jesteś przemoczona do suchej nitki.. Trzeba się przebrać i wysuszyć. – oznajmił i zniknął za drzwiami łazienki . Po chwili wrócił w rozpiętej koszuli z ręcznikiem, którym wycierał sobie włosy. Podszedł do dziewczyny i tym samym ręcznikiem zaczął wycierać jej włosy. Mika zamknęła oczy i lekko się uśmiechnęła. Wykonywał tą czynność jeszcze przez jakiś czas. Jednak po chwili opuścił ręce i pochylił się, by ich twarze były na równych wysokościach. Mika otworzyła oczy i widząc jego twarz tak blisko jej automatycznie zamknęła je z powrotem. Całkowicie tego nie rozumiał, ale po prostu przywarł do jej warg składając na nich delikatny pocałunek.

Obudziła się trzęsąc z zimna. Wyszukała ręką miejsca, obok siebie, gdzie powinien wciąż leżeć, ale go tam nie było. Otworzyła oczy i zobaczyła, że w pokoju jest sama. Usiadła i nakryła się kołdrą. Rozejrzała się. Ich rzeczy były ustawione przy drzwiach, a jego kurtki i butów nie było. Podrapała się po głowie i wstała udając się do łazienki. Wzięła prysznic i ubrała się w coś cieplejszego. Stanęła przed lustrem i podłączyła suszarkę do kontaktu. Zaczęła sobie suszyć włosy i myśleć o tym, co wydarzyło się poprzedniego wieczoru. Czy to powinno się wydarzyć?.. Przecież to tylko pocałunek i do tego zrobił to pierwszy…
- Pomogę Ci – na dźwięk jego głosu podskoczyła. – wystraszyłem Cię? – spytał.
- Troszeczkę. – podała mu suszarkę. Chciała spytać gdzie był, ale nie była w zwyczaj pytać go o takie rzeczy. Więc umownie „ugryzła się w język”. Nic nie mówiła, po prostu czekała, aż wysuszy jej włosy.
Pożegnali się z kobietą w recepcji, oddali klucz i ruszyli w drogę powrotną. Przez całą drogę oboje milczeli. W końcu Mika zasnęła zmęczona tymi wspaniałymi chwilami. Kiedy dojechali na miejsce, nie budził jej. Wyciągnął ją z samochodu i wniósł ją na rękach do domu. Mika czując ciepło, jakie od niego biło wtuliła się w niego jak w poduszkę. Uśmiechnął się i położył delikatnie do łóżka. Chciał wyjść, ale złapała go za nadgarstek.
- Oppa… - wymamrotała. Uśmiechnął się czule, pogłaskał ją po policzku i położył obok niej. Przytuliła się do niego i spała dalej. Nie zdawał sobie sprawy z tego, że każdego dnia przywiązywał się do niej coraz bardziej, a uczucie, które temu towarzyszyło narastało z każdym spojrzeniem w jej oczy…

Love Like A Wind.






Tytuł: Love like a wind.
Paring: Kaisoo
Rodzaj: Dramat
Długość: Three parts

poniedziałek, 1 kwietnia 2013